czwartek, 28 lipca 2016

Warrior #3

Tak na początku mała informacja, zmieniłam wiek głównej bohaterki na 24 lata. Mam nadzieje, że się wam spodoba. :) :)

Lady Catlyn przydzieliła mi również ser Cleosa Frey, który miał być posłem oraz mężczyznę, którego mieliśmy spotkać przy bramie, jego zadaniem było dostarczyć dziewczynki oraz je chronić. Ja tylko muszę dbać o trzy osoby i mogę wrócić albo nie. Wyprowadziłam wraz z Cleosem Jaimego, który był kompletnie pijany.
- Widzisz tego mężczyzne tam przy bramie, idź do niego, ja muszę wziąć kilka rzeczy.- rzekłam do posła i pobiegłam do swojej komnaty.
Otworzyłam drzwi i do plecaka włożyłam kilka roślin i ziół leczniczych, swoją koronę, jedzenie i bukał z wodą oraz winem. Obudziłam wilkora, wzięłam papier i zaczęłam pisać list w którym napisałam iż żyję i proszę o wojsko oraz moje smoki, abym mogła nastraszyć Lannisterów, a w razie potrzeby wywołać wojnę, a jeśli pozostanie pokój postaram się powstrzymać przed zemstą. Skręciłam list i przywiązałam go do obroży Diwony.
- Moja kochana zaniesiesz ten list mojemu ojcu, nikomu innemu, a potem wraz z wojskiem i moimi smokami przyjedziesz do Królewskiej Przystani, wtedy spotkamy się znowu razem. Wiem, że to potrwa długo ale ptaki mogą zostać zestrzelone albo nie dotrzeć. Będę tęsknić moja śliczna bestio.- rzekłam i ją przytuliłam.
Potem otworzyłam jej drzwi i śledziłam ją przez okno póki nie znalazła się w lesie. Wzięłam Czarną Śmierć, łuk, kołczan, sztylety i sakiewkę ze złotem. Zeszłam na dół do stajni i osiodłałam Zemstę. Wraz z koniem doszłam do mężczyzn.
- Pojedziemy w kierunku Czarnego Zamku, jakiś kawałek aby nie potrzeba było nadrabiać drogi. Odpoczniemy, a Królobójca otrzeźwieje. Dojdziemy do rzeki tam kupimy łódź i popłyniemy tyle ile się da. Reszte drogi pokonamy konno. Zrozumieliście ? Nie interesują mnie sprzeciwy, lady Catlyn mi kazała dowodzić nie wam, więc słuchacie się mnie i nie podważacie moich decyzji. A jeden komentarz, że jestem dziewczyną, a stanę się panią Dredfort. Jakieś pytania albo pomysły ? Nie, więc świetnie ruszamy, bo raczej z tym pijanym Lannisterem daleko nie pojedziemy, a nie chce zginąć okryta złą sławą. Podczas drogi macie się nie odzywać i być cicho, kiedy ktoś nas zaatakuje albo będzie chciał rozmawiać nie wychylacie się, ale dajecie mi działać. Mam nadzieje, że wyraziłam się dosyć jasno. Ty nieznajomy dzisiaj będziesz jechał koło Królobójcy oraz masz dzisiaj warte. Ruszamy.- rzekłam i ruszyłam galopem.
Po drodze mijaliśmy piękne lasy i jeziorka. Wiem, że wywarłam wrażenie chłodnej i ostrej osoby, ale nie ufam nikomu i nie chce aby pomyśleli sobie, że oni mnie obchodzą. Kilka razy pojechałam dalej niż oni, cofnęłam się aby zmylić psy. Gdy znalazłam idealne miejsce na postój, zatrzymałam się i poprosiłam Freya, żeby popilnował mi konia. Zebrałam gałązki i rozpaliłam małe ognisko. Zabandażowałam sobie lewe ramie, ponieważ miałam tam charakterystyczne dla mojego rodu znamię-korone. Postanowiłam zobaczyć kto jest tym nieznajomym mężczyzną, okazał się nim mój kuzyn Eric Wilerror. Jakimś cudem mnie nie poznał, chociaż był moim jednym z lepszych przyjaciół. Ojciec Erica dał go w wieku 14 lat na wychowanie Mormontom. Wiem, że to człowiek honorowy, lojalny i uczciwy, lecz dla bezpieczeństwie nie mogę mu wyjawić kim jestem. Wraz z wyjazdem z Riverrun umarła Livia Storme. Cat była pogrążona w żałobie, dlatego nie zorientowała się że jestem szlachcianką, a ci tutaj nie uwierzą, że jestem bękartem. Znam wiele rodów, a więc wymyśle sobie jakiąś tożsamość, kiedy się mnie o to zapytają. Zdjęłam sweterek i zrobiłam z niego poduszke. Położyłam się i po chwili usnęłam. Obudziło mnie światło słoneczne oraz Eric.
- Co to za powód aby mnie budzić ?- zapytałam.
- Śniadanie jest gotowe i ciepłe, więc wolałabyś zjeść je ciepłe.- odpowiedział.
- Dziękuje, ale pamiętaj walczyłam w gorszych warunkach, a zawsze śpię ze sztyletem i mogę uznać cię za wroga i przbije on twoją krtań.- rzekłam i wstałam.
- Osiodłajcie konie i je napojcie, upolujcie coś.- rozkazałam.
- Nie mamy broni.- rzekł Cleos.
- A ręce ? Tu jest rzeka, a w niej są ryby.- powiedziałam.
Obaj chłopcy popatrzeli na mnie jak na wariatke i zaczeli się śmiać.
- Ja nie żartuje, a to był rozkaz.- powiedziałam.
- Posłuchajcie jej bo jeszcze wam zrobi krzywde ta laleczka.- rzekł więzień.
- Ciesz się Królobójco, że masz związane ręce i dałam słowo lady Catlyn, bo inaczej byś już nie żył.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Ałłć ! Nazwałaś mnie tym pięknym tytułem i co mam się ciebie bać. Jesteś dziewczyną, nie rycerzem albo wojownikiem, twoje miejsce jest w zamku.- rzekł.
- Mam nadzieje, że kiedyś będe miała tę przyjemność z tobą walczyć i zejdzie ci z twarzy ten uśmieszek.- powiedziałam.
- Masz temperament jak moja siostra.- rzekł.
- Cersei o nią ci chodzi ? Bo ja nie wiem czy ona jest twoją siostrzyczką czy kochanką.- powiedziałam uśmiechając się.
- Chociaż będę miał z kim rozmawiać, bo większość się mnie boi.- rzekł.
- Strach to oznaka słabości, ale można się jej pozbyć w pewnym stopniu, gdyż jeśli jesteśmy zbytnio odważni szybko zginiemy.- powiedziałam.
- Piękna i mądra.- rzekł.
- Nie to co Cersei.- powiedziałam uśmiechając się.
Chciał coś odpowiedzieć ale usłyszałam konie. Wzięłam miecz. Po chwili pojawiło się sześciu jeźdźców.
- Witam panów w czym mogę pomóc ?- zapytałam.
- Szukamy Księżniczki Zmierzchu.- odpowiedział.
Serce podeszło mi do gardła.
- Nie nie widziałam jej.- powiedziałam.
- Ona kłamie.- odezwał się jeden z nich.
- Skąd niby wiesz.- powiedziałam.
- Bo to ty złotko.- rzekł.
- Nazywam się Joclyn Mormont i jestem najmłodszą córką Lorda Dowódcy Nocnej Straży.- powiedziałam.
- Nie wierzę ci.- rzekł.
- Mam może wysłać list po niego aby wam powiedział kim jestem.- powiedziałam.
- A ile tu dziecko masz lat ?- zapytał.
- Mam 24 lata, a nie długo mój dzień imienia i będę miała 25.- powiedziałam.
- Mormont pojechał na Mur trzydzieści lat temu.- rzekł.
Wyjęłam miecz.
- Chcesz poznać prawdę ? Jestem Lisa z rodu Riderów pierwsza tego imienia, Pani ognia, lodu i cienia, księżniczka Idriel, przyszła władczyni i obrończyni mego państwa, Księżniczka Zmierzchu.- wypowiedziałam wszystkie swoje tytuły.
- A jeśli życie wam miłe pojedziecie sobie stąd.- rzekłam.
- Jest duża nagroda za przywiezienie cię do Królewskiej...- nie dokończył, ponieważ rzuciłam w niego sztyletem.
- Jestem Księżniczką Zmierzchu, ponieważ nigdy nie przegrałam ani jednej bitwy, nikt kto walczył przeciw mnie teraz nie chodzi po tej ziemi. A więc chcecie być następni ?- zapytałam.
Oni popatrzyli na siebie i galopem zawrócili.

wtorek, 26 lipca 2016

Detective #1

Nazywam się Isabella Stark, ale większość osób które znam mówi na mnie Izz, Izy albo Bella. Jestem wysoka i chuda. Mam oliwkową karnację, duże zielono-brązowe oczy, pełne usta, brązowe, długie włosy ( wyglądasz jak na zdjęciu poniżej ). Kontakty z ojcem są fatalne, wręcz tragiczne, jednak mam swoje powody:  zapomina on o moich urodzinach, zerwał zaręczyny z moją mamą, gdy dowiedział się iż ma raka, nigdy mi nie pomógł jeśli go prosiłam, po śmierci Aline ( imie mojej matki ) co tydzień miał nową dziewczyne, zawsze mówił, że powinnam być tak samo mądra jak on ( tak na prawdę jestem od niego bardziej inteligentna, jednak mu tego nie pokazuje ), więcej czasu poświęcał swoim stroją Iron Mana i Avengers niż mnie, nie przyszedł na otwarcie mojego biura detektywistycznego. Skończyłam prawo i biotechnologie, jednak jestem dobrym hakerem. Mam 25 lat i obecnie pracuje jako detektyw. Na początku myślałam, że to będzie klapa, ale zarabiam bardzo dużo, gdyż jestem świetna w tym co robie. Raz w miesiącu ide się pościgać na motorach albo samochodowo. Lubię łamać prawo i robię to często ( nie jestem jakimś złoczyńcą ). W wolnych chwilach jestm łowcą nagród, jeśli FBI, Intrpol czy policja oferują za złapanie kogoś kase to wkraczam do akcji .
Zmęczona po wczorajszym dniu wstałam o dziesiątej. Ubrałam się w czarną bokserkę, czarne jeansy oraz założyłam rękawiczki z odkrytymi palcami, ciemną bluze, ramoneske i conversy. Usta pomalowałam czerwoną szminką, a powieki czarnym cieniem. Za bluzkę włożyłam pistolet oraz identyfikator, który posiadają detektywi. Wypiłam sok pamarańczowy i zjadłam wczorajszą pizze z kebabem. Wsypałam karmę kotu i wyszłam. Po drodze postanowiłam wpaść do Caroline, mojej wspólniczki, która miała obserwować pana Robbsa. Zadzwoniłam do niej i umówiłam się w knajpie.
- Hej Carl.- przywitałam się.
- Hej Izz.- powiedziała.
- Mów co masz na tego zgreda.- rzekłam.
- No tak zdradza swoją żonę ze swoją sekretarką, ale nie jest mordercą.- powiedziała.
- Ja w to nie wierze. Facet pasuej mi do tego psychola w stu procentach. Powiedz bałaś się go śledzić sama, gdy było już ciemno i mało ludzi ?- zapytałam.
- Tak, zanasz mnie.- rzekła.
- No dobra, to ja idę do biura i wszystko sobie przeanalizuje.- powiedziałam.
- Bella słyszałas o twoim ojcu.- rzekła.
- Niech zgadnę znowu wraz ze swoimi przyjaciółmi zabił ludzi zamiast ich uratować jak w Sokovi albo zerwała z nim Potts albo ma nowe dziecko.- powiedziałam.
- To nie to. Avengers są teraz na czarnej liście i prezydent powiedział, że to złoczyńcy. Teraz wszyscy ich szukają.- rzekła.
- Car masz mnie za debilke ?- zapytałam.
- Nie to prawda.- odpowiedziała.
- Pa, pa.- pożegnałam się i poszłam do biura.
Zamyślona wpadłam na jakiegoś człowieka. Wstałam i zobaczyłam mężczyzne około 27 lat, o ciemnych włosach i lekkim zroście. Skądś go pamiętałam.
- Sorry ale mógłbyś patrzeć jak chodzisz.- powiedziałam.
- To ty na mnie wpadłaś i wylałaś mi kawę.- rzekł.
- Zrobie ci kawę w ramach przeprosin.- powiedziałam.
,, A raczej dowiem się kim jesteś i co zrobiłeś ''- pomyślałam.
- Z wielką chęcią. A tak wogóle jestem Thomas Green.- rzekł.
Koleś jesteś kiepskim zbiegiem, czy kim tam jesteś. Serio Green !?! A ja jestem Kapitan Ameryka.
- Miło cię poznać. Jestem Jessica Johnson.- skłamałam.
- Masz siostrę ?- zapytał.
Czyli chłopak zna, kogoś o tym nazwisku. Pora rzucić haczyk.
- Może tak może nie, powiem ci jak będziemy w moim biurze.- powiedziałam i weszłam do budowli.
Zrobiłam kawe sobie i jemu. Usiedliśmy w kuchni, która była mała ale dla mnie i Cat wystarczała.
- Jak się nazywa moja siostra ?- zapytałam.
- Daisy, średniego wzrostu, brązowe włosy, ładna.- odpowiedział.
- Nie, nie znam jej.- rzekłam.
Wzięłam telefon i we wszystkich bazach, zaczęłam szukać Daisy Johnson. Kobieta okazała się byłą agentką T.A.R.C.Z.Y, a mężczyzna siedzący kołomnie pionkiem Hydry- Grantem Wardem.
- Co dzisiaj robisz ?- zapytał.
- Coś co nie powinno ciebie interesować.- odpowiedziałam.
- Co sądzisz o naszych Avengers, którzy są teraz źli ?- zapytał.
Biedak, myśli że on mnie przesłuchuje, a prawda będzie dla niego bolesna.
- Nigdy ich nie lubiłam, a najbardziej Iron Mana. Wybacz moja przyjaciółka się spóźnia, muszę do niej zadzwonić.- powiedziałam i poszłam na zaplecze.
Wysłałam wszystkim jednostką informacje, że jest u mnie Ward i wróciłam. Usiadłam na przeciwko niego.
- Zdradzić ci coś.- rzekłam.
- Tak.- odpowiedział.
- Nazywam się Isabelle Stark.- powiedziałam.
- Ale mówiłaś, że Johanson.- rzekł.
- Mówie co chce Ward.- powiedziałam i założyłam mu kajdanki.
Po chwili przyjechał oddział federalnych i go zabrali.
- Dobra robota panno Stark. Co chcesz w zamian ?- zapytał Rosse.
Ja i generał Ross bardzo dobrze się znamy. Często w prezencie daje mu opryszków. Thuderbolt myśli, że wie kiedy kłamie i umie przewidzieć mój ruch, ale ja pokazał mu tylko fałszywą część siebie i dlatego nie jest dla mnie zagrożeniem.
- To drobnostka. Chce mieć zmienione nazwisko na Jones, dostawać informacje o seryinych mordercach, zbiegach itp.- odpowiedziałam.
- Zgoda, będziesz moim agentem w terenie.- rzekł.
- Moge cie tylko Ross informować i dawać informacje ale nie będe twoją agentką.- powiedziałam.
- Dobra może być Isabello Jones.- rzekł.
- Ciesze się, że się dogadaliśmy.- powiedziałam.
- Na rogu Lithera i Retera było kolejne morderstwo.- rzekł.
- Zbadam to i do widzenia.- powiedziałam.


Wyszłam z biura i wsiadłam do metra. Akurat udało mi się znaleźć miejsce siedzące. Ross powiedział mi o tym morderstwie, ponieważ dotyczy ono jednego z moich śledztw. Ludzie, których znajdujemy nie łączy chyba nic. Raz była to kelnerka, potem bankier, uczeń liceum. Pan Robbs był przyjacielem ofiary, jednak moim zdaniem ktoś go wrabia, a ja się sama nie chce przyjąć do wiadomość, że znałam morderce. Nie moge również podzielić się tą wiedzą z Car, gdyż nie jest ona przeznaczona dla niej, ani kogokolwiek. Zaczęłam się przyglądać dziecią, które się spierałay, gdy w usłyszałam znajomy głos.
Isabelle, Isabelle, Isabelle wołał coraz głośniej. Zdenerwowałam się i uderzyłam ręką o szybe. Wszyscey spojrzeli się na mnie jak na jakąś wariatkę, psycholkę, która jest chora. ,, On powrócił, ale to niemożliwe ja go zabiłam. Dobra ogarnij się Izz albo na serio trafisz do wariatkowa ''- pomyślałam. Zawstydzona wyszłam na kolejnym przystanku i reszte drogi doszłam na pieszo.

Na miejscu zbrodni pojawiła się już policja, jednak była tylko chwile dzięki czemu mogłabym dokładniej zobaczyć zwłoki. Kobieta była koło czterdziestki, miała brązowe włosy, zielone oczy. Pracowała jako asystentka w Stark Tower. Ciało było blade, co świadczyło, że już dawno ją ktoś zabił. Założyłam białe rękawiczki, okazałam dokument i podeszłąm do kobiety. Wyglądała na przestraszoną. Miała zdarte kolano, palce okazały się czarne, a włosy w ciągu kilku sekund stawały się coraz bardziej białe. Na szyi miała ślady o duszeniu. Podeszłam do policjantów, aby dowiedzieć się czegoś od policjantów.

- Witam panowie Isabelle Jones albo Stark jak kto woli.- rzekłam.
- Najsławniejsza detektyw w Kaliforni a może w USA.- powiedział staruszek z dużym brzuchem.
- Kto was zawiadomił o zwłokach ?- zpytałam.
- Zawiadomił nas mężczyzna, miał więcej niż dwadzieścia lat.- odpowiedział.
- Była powiązana z jakąś ofiarą ?- zapytałam.
- Wszyscy mieli kogoś bliskiego w Stark Tower albo tam pracowali.- odpowiedział.
- A co wiemy o morderstwie ?- dopytywałam.
- Ktoś ją gonił, kobieta się przewróciła i udusili ją.- rzekł.
- A tamte ?- zapytałam.
- Nie było żadnych śladów, prawdopodobnie zmarli na atak serca.- odpowiedział.
- Skąd wiemy, że to ten sam zabójca ?- dopytywałam.
- Zawsze znajdujemy czarne róże.- odpowiedział.
- Najgorsza sprawa ever.- rzekłam.
Chwile jeszcze trochę porozmawialiśmy i wróciłam do biura. Dodałam kolejne informacje do mapy myśli. ,, Stark Industries, czarne paznokcie, róże, kolor włosów, oczu i sposób morderstwa. ''- pomyślałam. On musiał mieszać jej w głowie, ofiara uciekła, jednak się przewróciła, musiał ją uciszyć, więc wykończył bidulkę. Gdzie go znajdę i zakończe to szaleństwo ? Tam gdzie to wszystko się skończyło, w opustoszałym szpitalu. Zamówiłam taxówkę i pojechałam do niego, a mianowicie Taylora Lotera. Tak na prawde to ja płace za grzechy mojego ojca. Jan Loter był przyjacielem mojego ojca razem pracowali, a ja i Ty byliśmy parą. Tony kiedy się upił zepsuł generator, a Janek zaczoł testować urządzenie i zginął. Mój ojciec i policja zapisali, że to był wypadek i powiedzieli to samo mojej drugiej połówce. Gdy Ty dowiedział się prawdy podał się zabiegowi Hydry i posiadł moc mieszania ludziom w mózgu. Aby uchronić mojego głupiego ojca spotkałam się z nim. Jako jedyna umiałam nie umrzeć od jego wizij. Gdy chciał mnie pocałować wyjęłam pistolet i go postrzeliłam trzy razy w serce i uciekłam. Nigdy nie powiedziałam tego ojcu. Po tym incydenci załamałam się psychicznie ale jakimś cudem udało mi się z tego wylizać ale nigdy już się nie uśmiechałam i nie miałam chłopaka. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu. Kopniakiem zniszczyłam starą kłódke i weszłam do środka. Wymacałam włącznik i włączyłam światło. Zaczęłam iść przed siebie. Lampy zaczęły się zapalać i gasnąć, potem zrobiło się fioletowo i zauważyłam cień mężczyzny. Podbiegłam do niego, a on zmienił się w Car, która postrzeliła się w szyję, następnie widziałam wszystkich złoczyńców, których złapałam. Oni wszyscy rzucili we mnie nożami. Nie przejełam się tym, gdyż pamiętałam że to nie dzieje się na prawdę.
- Isabelle, Isabelle, Isabell.- usłyszałam znowu głos w głowie.
- Nie graj ze mną tylko wyjdź z cienia !!!- krzyknęłam.
- O córka miliardera się zdenerwowała.- rzekł i przystawił mi nóż.
- Czy ty masz mnie za wariatke ?- zapytałam i wbiłam sobie broń w brzuch.
Po chwili świat nabrał naturalnych kolorów, a przede mną pojawił się Ty.
- Dawno się Bello nie widzieliśmy.- powiedział.
- Czego chcesz ?- zapytałam.
- Zobaczyć twoją twarz kochana.- odpowiedział.
- Nie mów tak do mnie.- rzekłam.
- Nic do mnie nie czujesz ? Ja nadal cię kocham.- powiedziałam.
- Nic, a nic.- rzekłam.
- Szkoda Izzy teraz musisz umrzeć.- powiedział i pstryknął palacami.
Ty się rozpłynął, a za to pojawiła się trójka mężczyzn, bardzo
ale to bardzo umięśnionych.
- Hej koledzy co tam u was ?- zapytałam.
- Mała, a jaka pyskata.- odpowiedział jeden z nich.
- Jeśli wiem, że mam broń.- rzekłam i zorientowałam się że mój pistolet zniknął.
Cicho pod nosem powiedziałam kilka przekleństw.
- Dobra fajnie było ale musze się zmywać.- rzekłam i zaczęłam biec na dach.
Myślałam, że uda mi się uciec szybem wentylacyjnym, ale oczywiście dzięki mojemu pechowi nie dałam rady go zniszczyć. Mężczyźni mnie dogonili i rzucili. Początkowo unikałam ciosów, potem złapałam jednego za ręke i mu ją wykręciłam. Z całej siły uderzyłam go w głowe. Następnie kolejnego kopnęłam w czułe miejsce i brzuch. Kolejno podcięłam innemu gorylowi nogi, walnęłam go w klatke piersiową i twarz. Myślałam, że to koniec ale faceci wstali. ,, A niech to szlag ''- pomyślałam. Złamałam nos jednemu z nich, a następnemu kolano, jednak łysy wbił mi nóż w noge. Nie miałam szans wygrać z nimi bez broni. Oni mieli jeszcze pistolety, kastety, sztylety i sai.
- To ja spadam, miło było.- powiedziałam i skoczyłam z dachu.
Wylądowałam na koszach ze śmieciami.Zaczęłam biec przed siebie, gdy byłam już w miejscu pełnych ludzi założyłam kaptur i wmieszałam się w tłum. Nie mogłam przestać myśleć o Car, której coś się stało, więc do niej zadzwoniłam biliard razy ale ona ani razu nie odebrała. Nagrałam się jej na poczte głosową. W biurze wysłałam do Rossa dane o seryjneym zabójcy, zjadłam chińszczyznę i wypiłam kawę. Caroline nadal nie oddzwoniła. Zaczęłam się jeszcze bardziej o nią martwić. Około godziny dwudziestej wyszłam z biura i wsiadłam w autobus, którym chciałam dojechać pod dom mojej przyjaciółki. Usiadłam z tyłu, gdzi było mało ludzi. Nagle zaczęło światło migać. 
- Isabelle, Isabelle, Isabelle.- usłyszałam wołanie.
Wiedziałam, że jak się skupie stworze tarcze, bariere w mózgu i Ty nie będzie miał możliwości do niego wejść.
- Bello czemu nie używasz mocy, jesteś wyjątkowa.- były to ostatnie słowa Taylora.
,, Udało się ! ''- pomyślałam i się uśmiechnęłam. Wysiadłam z pojazdu i weszłam do domu Car. Zauważyłam cień mężczyzny, wyjęłam broń, ale ręce zaczęły mi się trzęść a pistolet się zapsuł. W kuchni zobaczyłam dziewczyne leżącą w kałuży krwi, miała rane na szyi. Koło niej był list na którym było napisane:
Róże są czarne, a twe moce piękne. O to mój prezent dla mej ukochanej.
Schowałam kartkę do kieszeni i postanowiłam coś zrobić.
Zaczęłam tamować krwotok, a potem wezwałam policje.
Zaczęłam tamować krwawienie, a potem wezwałam pogotowie. Pogotowie powiedziało mi, że stan Caroline jest krytyczny i jest mała nadzieja, że uda jej się przeżyć. Zapłakana wróciłam do domu podczas deszczu. Cały ten dzień był najgorszym w moim życiu. Zmoknięta jak kura weszłam do mieszkania. Prędko zorientowałam się, że ktoś tutaj był, gdyż karam dla kota nie leżała na swoim miejscu tak samo jak wazon. Wyjęłam pistolet i go odbezpieczyłam. Usłyszałam czyjeś kroki. Zwinnie zapaliłam światło i wycelowałam w przeciwnika, którym okazał się mój ojciec. Nie był on sam, wraz z nim był Steve Rogers, Natasha Romanoff, Clint Barton, Wanda Maximoff, Sam Wilson i ... Zimowy Żołnierz.
- Wynocha !!!- krzyknęłam.
- Tak witasz tate.- rzekł Tony.
- Masz pięć sekund na wyjść z tego domu albo zadzwonie do generała Rossa.- powiedziałam.
- Co ci się stało w nogę ?- zapytał.
- Nie twoja sprawa.- odpowiedziałam.
Nagle ktoś zadzwonił dzwonkiem, kazałam się wszystkim schować. Moim gościem okazał się mój przyjaciel o którym wcześniej wspomniałam.
- Witam generale.- rzekłam.
- Chciałbym porozmawiać o tym seryjnym mordercy.- powiedział.
- Spoko jak go znajde to go zabije raz na zawsze.- rzekłam.
- Chodzi o to, że będzie pani odstawiona na bok.- powiedział.
- Co !!!- krzyknęłam.
- On jest bardzo niebezpieczny, umie zabić przez strach.- rzekł.
- Dla twojej wiadomości Ross, dzisiaj się z nim spotkałam i żyję. A gdyby nie te goryle to bym go dorwała.- powiedziałam.
- Caroline jest w stanie krytycznym, wiesz że tego nie przeżyje i martwie się, że podejdziesz do tego jak do zemsty.- rzekł.
- A może mam mu dać żyć ? Tan palant chce tego abyście się nim zajeli, bo was zabije, a ja umiem wygrać z nim w jego grze.- powiedziałam.
- Tak, ale teraz skończyło się to raną w nodze, a walka z nim czym się skończy ?- zapytał.
- Wynocha, albo w wojsku będzie jednego generała mniej.- powiedziałam.
Mężczyzna wyszedł zły z domu, a po chwili pojawili się Avengers.
- O co chodzi ?- zapytał ojciec.
- O seryjnego morderce z którym zaraz skończe.- powiedziałam, wzięłam pistolet i wybiegłam z domu.
Słyszalam za sobą głos Tony'ego i innych, ale jedyne co mną kierowało to chęć zakończenia tej sprawy. Biegłam sama nie wiem, gdzie gdy poczułam straszny ból w nodze. Zapomniałam o ranie, która strasznie krwawiła. Musiałam wrócić do domu inaczej nie wymierze sprawiedliwości. Powiedziałam kilka przekleńst i zawróciłam do mieszkania. 
- Ładnie to tak uciekać ?- zapytał Tony.
- Czy ty debilu wiesz może gdzie pracuje ?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Oczywiście jesteś informatykiem.- rzekł.
- Jesteś pijany ? Jestem najlepszym detektywem w Kaliforni, wsadziłam do więzienia już pełno złoczyńców, uratowałam tysiące ludzi, zabiłam wrogów tego kraju, ale wiesz że nigdy nie zginął podczas mojej misij ani jeden cywil.- odpowiedziałam.
- Ty walczysz, chyba jak moja babci.- rzekł Hawkeye.
- O łucznik się odezwał jeśli chcecie wiedzieć tu ludzie was nie lubią tutaj.- powiedziałam.

- Raczej nie po tobie Stark charakteru..- rzekła Wdowa.

Na szczęście uratował ich dzwonek, gdyż miałam już tysiąc odzywek. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. W drzwiach stał mój przyjaciel James, często pomagał mi i jest dla mnie jak starszy brat chociaż ma tyle lat co ja.

- Hejka Jam.- przywitałam się.

- Przykro mi księzniczko.- rzekł i mnie przytulił.

Odwzajemniłam przytulas, James był bratem Caroline więc musiał się dowiedzieć co się stało.

- Dorwiemy go.- powiedziałam.

- Nie musisz nic udowadniać Ross da sobie rade.- rzekłam.

- Wątpisz w moje umiejętności ?- zapytałam.

- Oczywiście, to oni się powinni ciebie bać, a najbardziej federalni ostatnio nieźle im skopałaś dupska.- odpowiedział.

- Dobra znamy się nie od dziś, wiesz że jestem twardą osobą więc po co tu przyszedłeś.- rzekłam.

- Wiem gdzie znajdziemy Taylora.- powiedział.

- Daj mi minute, wezme zapas broni i zabandażuje noge.- rzekłam.

- Ale wiesz że z tobą nie wejdę tam.- powiedział.

- A jakby inaczje, mógłby cię zabić, a ja pobawie sie w jego grę i dostarcze go naszemu ukochanemu Rossowi.- rzekłam.

- Mam pytanie, jak robisz to że nie umie papra ci w mózgu ?- zapytał.

- Jestem niezniszczalna, nieugięta i wyjątkowa.- odpowiedziałam i pobiegłam do toalety.

Wzięłam oczyściłam rane i zabandażowałam rane, potem wzięłam pistolety, katany, sai i noże. 


piątek, 22 lipca 2016

Info.

Hej, dzisiaj po podrózy jestem zmęczona i nic nie wstawie. Dopiera jutro albo pojutrze coś będzie. Pozdrawiam :)

wtorek, 19 lipca 2016

Warrior #2

Znalazłam Sanse w bożym gaju. Z tego co pamiętałam była damą, która nigdy nie umiała posługiwać się czymś prócz wytłuczonych uprzejmości. Jest ode mnie o dwa lata młodsza, a nie wie że takie potulne damy nigdy się nie obronią, gdyby tylko była sprytna uciekłaby stąd ze mną ale wiem że się nie zgodzi. Nie pamięta mnie, a do najsłodszych osób nie należę z charakteru, jednak jestem sprawiedliwa, honorowa i lojalna. Po cichu doszłam do dziewczyny i koło niej stanęłam.
- Przykro mi z twej straty lady Sanso Stark.- powiedziałam.
- Mój ojciec był zdrajcą nie musisz tego mówić pani.- rzekła.
- Spodziewałam się, że mnie nie pamiętasz. Jestem Lisa z rodu Riderów pierwsza tego imienia, Pani ognia, lodu i cienia, księżniczka Idriel, przyszła władczyni i obrończyni mego państwa, Księżniczka Zmierzchu.- wypowiedziałam wszystkie swoje tytuły.
- To zaszczyt cię poznać, pani.- powiedziała i uklęknęła.
- Mów do mnie Lis i wstań, jesteś damą to przed tobą mężczyźni powinni klęka.- rzekłam i pomogłam jej wstać.
- Jesteś bardzo łaskawa.- powiedziała.
- Sanso co jest twoją bronią ?- zapytałam.
- Nic.- odpowiedziała zdziwiona.
- Każdy ją ma i pamiętaj o tym. Moją bronią jest miecz, łuk, sztylet, magia, uroda, spryt i mój charakter, Cersei bronią jest uroda, chłopcy, trucizna, szpiedzy, uprzejmość, Tyriona jest spryt, zdolność pozyskiwania sojuszy, dobroć, charakter, a Neda był honor, miecz i rodzina. Mogę cię uczyć przez cały dzień o tym uczyć, ale po co ? Odpowiedz mi droga Sanso, co jest twoją bronią- powiedziałam.
- Chyba wdzięk i uprzejmość.- odpowiedziała po chwili.
- Jeśli zapomnisz o balladach i snach o rycerzach to i mądrość. Teraz twoja broń jest zrobiona z miedzi, spraw by byłą tak jak u Cersei ze złota. Jeszcze raz przykro mi z powodu Neda.- rzekłam.
- On był zdrajcą.- powiedziała.
- Doprawdy ? Jedyną żmiją w tym mieście jest ród Lannisterów, to ich powinno się zabić. Kiedy rządził ten debil Robert, ludzie byli spokojni, mieli co jeść, nie było aż pięciu królów, walk i wojen. To właśnie władza niszczy człowieka, albo jej rządza. Mów ludzią, że twój ojciec to zdrajca ale ja w to uwierzę, gdy wyjdę za Krasnala.- rzekłam.
- Czego ode mnie chcesz ?- zapytała.
- Zostane tu jeszcze z pięć dni, potem jade do Riverrun. Czy jedziesz ze mną ?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie, pani.- rzekła.
- Niech więc tak będzie jak powiedziałaś Sanso, słów które wypowiemy nie da się cofnąć tak samo jak czynów.- powiedziałam i udałam się do komnaty.
Ubrałam się w sukienkę nocną i położył spać. Szybko usnęłam i wstałam dosyć wcześnie. Wzięłam gorącą i chłodną kąpiel z olejkami truskawki i owoców leśnych. Założyłam piękną, białą korone zrobioną z kryształków z obsydianu w kształcie mieczy, pokrytych śniegiem, kryształowe pantofle na malutkim obcasie. Ubrałam się w niebiesko-białą suknię, która był bardzo długa, wykonana z jedwabiu. Pokryta była małymi kryształkami, który nadawały jej jeszcze większą dostojność. Rękawy były do ramion, ale materiał opadał do kolan. Nie lubiłam makijażu, gdyż bez niego byłam równie piękna i wszyscy o tym wiedzieli, w końcu czasem nazywają mnie boginią piękna. Niestety dama powinna być choć troszke umalowana, więc nałożyłam pomadkę na koloru wiśni na swoje usta. Wraz ze swoją Gwardią poszłam do sali, gdzie zasiadałam mała rada i król.
- Jaśnie pani, czy twoi żołnierze mogą sobie odejść ?- zapytał Petyr Bealsih.
Skinęłam głową i rozkazałam im wyjść.
- Co sprawiło, że nas odwiedziłaś lady Liso ?- zapytała regentka.
- Jeśli chcemy zwracać się tytułami ti księżniczko Liso. Chciałam sprawdzić jak się trzyma mój brata Diwona oraz moje siostry Risera, Diris i Mira, a i zapomniałam Sansa Stark. Doszły mnie słuchy, że jest ona okropnie traktowana.- odpowiedziałam.
- Twe rodzeństwo ma się bardzo dobrze.- rzekł Varys.
- Słyszałam, że pan panie a nie lordzie Bealish ma zamiar poślubić Lise Aryn, a Joffrey piękną siostrę Rycerza Kwaitów.- powiedziałam.
- Do czego zmierzasz ?- zapytał Tywin.
- Przestańmy być mili. Chcecie pieniędzy, wojska i żywności z mojego kraju, a ja was nie lubię.- odpowiedziałam.
- Mówisz jak ja to co myślisz, ale za tymi słowami coś się kryje.- rzekł Tyrion.
- Jesteś bystry. Dostaniecie wszystko czego chcecie oraz pokój jeśli dacie mi moje rodzeństwo.- powiedziałam.
- Oczywiście, przyjdź za dziesięć minut do głównej sali.- rzekła królowa.
- A i do tego moja siostra może poślubić, któregoś z Lannisterów.- powiedziałam i wyszłam.
Przebrałam się w niebieską suknię z średnim rękawkiem, przód był wyszyty srebrnymi kołami. Włosy spięłam w dwa warkocze. Wzięłam swój miecz oraz zawołałam moją Diwone. Razem ruszyłyśmy do głównej sali.

Zobaczyłam mojego brata, kórego mi brakowało. Był on moim najlepszym przyjacielem. Pomachałam do sióstr. Najstarsza z nich miała dwanaście lat, a najmłodsza sześć. W połowie drogi zatrzymał mnie Karzeł.
- Pani radzę uciekać, ale mieć miecz w gotowości. Wiem, że nie lubisz Lannisterów ale po tym ich znienawidzisz.- rzekł i odszedł.
Po chwili przyszła Cesei i Czerwone Płaszcze. Królowa wydała jakiś rozkaz i rycerze wbili miecze w moich bliskich.
- To nauczy cię pokory dziewczynko, możesz z nami walczyć jak długo chcesz ale aby nastał pokój to ty musisz poślubić Lannistera.- rzekła.
Wściekłość we mnie wzrastała z każdym jej słowem. Wyjęłam miecz i utorowałam sobie trupami drogę do wyjścia. Postanowiłam się później zemścić na koronie, wsiadłam na swojego konia i wraz z wilkorem uciekłam.

* Magia czasu *
Służę już jakiś czas lady Catlyn, jako Livia Storme bękart króla Roberta. Tą fałszywą tożsamość mogłam mieć tylko do momentu, gdy Robb wróci. Właśnie ostrzyłam swój miecz i myślałam o zemście na Cersei, gdy przyszła Cat.
- Moja pani.- powiedziałam i uklękłam przed nią.
- Wstań Liviano. Służysz mi i Robbowi bardzo dobrze, chcę abyś zrobiła ostatnią rzecz dla mnie.- rzekła.
- Cokolwiek karzesz lady Stark.- powiedziałam.
- Pójdziesz ze mną dzisiaj o północy do lochów i zrobisz to co ci karzę.- rzekła.
- Możesz na mnie liczyć.- powiedziałam.
O północy zeszłam do lochów wraz z Cat, która przesłuchiwała jakiegoś więźnia. Postanowiłam mu się przyjrzeć. Znam go skądś, ale nie umiem powiedzieć jak ma na imie i kim jest.
- Livio chcę abyś zaprowadziła Królobójce do Królewskiej Przystani, wzamian za moje córki.- rzekła, a z lochu wyszedł ON.
Ja myśle nad zemstą na ich rodzie, a zamiast go zabić mam się nim opiekować ? Zapowiada się super podróż.

* Autorka *
Kolejność zdarzeń może się nie zgadzać z tymi w książce. Hej mam nadzieję, że się podoba. Jeśli możecie napiszcie co sądzicie. Pozdrawiam. :)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Emma Amare #11

Weszłam do knajpki, gdzie siedział Fury i Tony, który mnie nie widział i już zleciał z donata. Słyszałam o tym, że jakiś wariat chciał go zabić podczas wyścigów, w co wierzyłam, gdyż Iron Man ma wielu wrogów. W tym mnie prywatnie, ale w pracy muszę go tolerować. Podeszłam do nich dumnym krokiem.
- Wzywałeś mnie Fury, gdy wraz z Hawkeye ogladaliśmy anime.- powiedziałam uśmiechając się.
- Skąd sie ONA tu wzięła !- krzyknął miliarder.
- Ona to nie krowa i ma imię Emma.- powiedziałam.
- Agentko Amare chcę, abyś przejęła misję Natashy po części. Chciałem aby Phil się nim opiekował, ale mówi że sam nie da rady, a wiem że jesteście sobie bardzo bliscy.- rzekł dyrektor.
- Mówisz o tym Bartonie jej chłopaku ?- zapytał Iron Man.
- Clint nie jest jej chłopakiem tylko najlepszym przyjacielem, a Coulson to taki jej wujek. Z tego co mi mówiła agentka Romanoff, Emma jest wolna.- odpowiedział Fury.
Wiem, że jesteś super-szpiegiem ale to były tajne danie baranie, całe moje starania poszły na marne. Jeszcze Stark pomyśli, że ma jakie kolwiek ze mną szanse. Zauważyłam, że na twarzy playboya pojawił się uśmiech, a oczy były pełne nadzieji, determinacji i szczęścia, mieszaanego ze smutkiem i złościa. A nie mówiłam !!!
- Co on znowu narobił ? Chyba nic gorszego niż denerwowanie sędziego na procesie.- rzekłam.
- Można tak powiedzieć. Twój ukochany jest śmiertelnie chory, na jakiś czas mamy dla niego serum ale nie wiem ile jeszcze pociągnie, musisz mu pomóc bo inaczej umrze. A to co zrobił przewyższy wszystkie twoje oczekiwania, zrobił ogromną impreze, na której był pełno cywili, których nie znal, upił się i wraz z Rhodym stoczyli pojedynek w zbrojach. Jedną ze zbroi ma rząd.- powiedział Nick.
- Dobrze, pomoge mu.- były to jedyne słowa, które mogły przejść przez moje gardło.
Może jestem wściekła na niego, ale nadal coś czuję do niego i to jest mocne uczucie. Raz go nienawidzę a raz kocham, ale to nie moja wina, on jest irytujący i mnie zdradził, ale może mu ten jeszcze raz wybaczę ? Miłość jest ślepa, zadaje największe ciosy oraz zbiera największe żniwa. Jeszcze się zastanowie. Teraz zorientowałam się, że Fury wyszedł i zostałam sama z miliarderem. Wsiedliśmy i jechaliśmy część drogi do jego domu, w milczeniu. Zrobiło mi się gorąco i postanowiłam włączyć klimatyzację i wtedy położył on na mojej dłoni swoją. Przeszył mnie na początku dreszcz, a potem czułam ciepło jego ręki. Nie chciałam mu dawać poznać jakie kierują mną uczucia, dlatego wzięłam dłoń.
- Nadal się na mnie gniewasz ?- zapytał głosem, w którym usłyszeć można było smutek i żal.
- Nie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A co do mnie czujesz ?- dopytywał.
- Smutek, głównie smutek.- odpowiedziałam starając się wyglądać na twardą i się nie rozpłakać.
- Powiedz co mam zrobić, a to uczynie abyś mi wybaczyła.- rzekł.
- Kocham cię bardziej niż sama wiesz kogo, tamto to był błąd, największy w moim życiu. Powiem ci prawdę, byłem najszęśliwszym mężczyzną na świcie, gdy z tobą chodziłem, a z Pepper to nie to samo. Tęsknie za tobą. Z Potts wszystko idzie tak szybko, a ty trzymałaś mnie na wodzy, nic więcej niż pocałunek.- powiedział.
Nie odzywałam się już więcej, tak jak on. Poprosiłam Phila, aby pilnował wyjść, gdyż muszę odpocząć. Wyszłam na balkon i zaczęłam przyglądać się pięknemu krajobrazowi. Nagle poczułam ręce Starka, które owinęły się wokół mojej tali. Tak tęskniłam za tym, ale bałam się mu wybaczyć. Rozpłakałam się. On odwrócił mnie i wytarł łzy.
- Czemu płaczesz ?- zapytał.
- Mówiłeś, że jestem wyjątkowa i różnię się od tych wszystkich dziewczyn. Chcę ci uwierzyć, ale boje się że znowu mnie zradzisz.- odpowiedziałam.
- Daj mi tą jedną szanse. Załamałem się, bo bałem się że umrę, ale jak ty tu stałaś przez długi czas to twój kolego stąd pojechał, ja powiedziałem Pepper, że to koniec i stworzyłem nowy reaktor łukowy.- rzekł.
- Ile ja tu stałam ?- zapytałam.
- Wcześniej wzięłaź drzemkę, która trwała bardzo długo.- odpowiedział.
- Wybaczę ci ale nie będe twoją asystentką i nie będe pracować w Stark Industries, oddejde z T.A.R.C.Z.Y- odpowiedziałam.
- Cieszę sie.- rzekł.
- Wybaczę, ale nie będe twoją dziewczyną tylko przyjaciółką.- powiedziałam.


sobota, 16 lipca 2016

Daisy Malfoy #Prolog

Wstałam cała w skowronkach, gdyż mam już 11 lat !!! Nagle przyleciała sowa z listem, w którym było napisane, że dostałam się do Hogwartu. Krzyknęłam z radości, co nie było dobrym posunięciem, gdyż jestem czystej krwi i było wiadomo, że się dostane. Różniłam się od ojca i brata, nie miałam nic przeciwko mugolom, czarodzieją półkrwi albo Weasleyą. Rozczesałam moje piękne, falowane, blond włosy i błyszczykiem pomalowałam usta ( wyglądasz jak na zdjęciu poniżej ).

Ubrałam się w czarną sukienkę oraz założyłam szare trampki. Zeszłam na dół zby radosna.
- Co się stało, że tak się szczeżysz ?- zapytał Draco.
- Dostałam się.- odpowiedziałam.
Brat walnął mnie w twarz.
- Za co to ?- zapytałam.
- Jeszcze się pytasz ? Jeśli będziesz taka szczęśliwa to ojciec się wścieknie.- odpowiedział.
Smutna weszłam do jadalni, w ciszy zjadłam śniadanie. Po posiłku pojechaliśmy kupić rzeczy do szkoły. Natępne kilka dni spędziłam w swoim pokoju, ucząc się. W dzień wyjazdu do szkoły Draco cały czas mi dokuczał. Rodzice odprowadzili nas na peron, pożegnali się i odeszli. Ja stałam koło mojego brata, gdyż nikogo nie znałam.
- Co tak się mnie uczepiłaś ?- zapytał.
- Jesteś moim bratem.- odpowiedziałam.
- I co z tego ? Wolałbym inną siostrę ładniejszą, mądrzejszą i fajniejszą.- rzekł.
Było mi bardzo przykro chciałam się rozpłakać ale postanowiłam nie pokazać po sobie, że mnie skrzywdził. Nagle przyszli goryle Draco, którzy również sie ze mnie śmiali. W pociągu nie wytrzymałam i zajęłam pusty przedział. Oparłam się o okno i zaczęłam płakać, miałam całą mokrą twarz. Nagle ktoś zapukał.
- Można ?- zapytała nieznajoman osoba.
- Tak.- odpowiedziałam i wytarłam twarzyczkę.
- Hej jestem Ron Weasley a to jest Harry Potter.- powiedział rudowłosy.
- Daisy Malfoy. Miło mi was poznać.- rzekłam.
Chłopcy usiedli na przeciwko mnie.
- Nie powinnaś być z bratem.- powiedział Ron.
- Nie.- odpowiedziałam.
- Wysłał cię tu abyś nam dokuczała ?- dopytywał.
- Nie.- odpowiedziałam.
Przez większość drogi nie rozmawialiśmy. Wiedziałam co o mnie myślą, w końcu jestem z Malfoyów. Gdybym mogła mieć inną rodzinę byłabym zadowolona. Nagle przyszedł mój UKOCHANY braciszek.
- Tutaj jesteś, szukałem cię po całym pociągu. Chyba się idiotko nie obraziłaś.- powiedział.
- Chodż idziemy.- dodał i złapał mnie za nagarstek.
- Nie.- szarpnęłam się.
- OK chciałem być miły, napiszę do ojca, że zadajesz się z tymi tu.- rzekł i wyszedł.
Ręka bolała mnie strasznie. Podczas jazdy czułam wzrok chłopaków na mnie. W Hogwarcie serce zaczęło mi bardzo szybko chodzić, ponieważ miałam trafić do jednego z czterech domów. Potter, Weasley, Nevile i Hermiona trafili do Gryffindoru, a Pansy, Draco, Blaise do Slytherinu.
- Daisy Malfoy !!!- krzyknęła profesor McGonagall.
Usiadłam na krześle, a nauczycielka założyła mi Tiarę Przydziału.
- Mądra, inteligentna, miła, dobra, pomocna, honorowa, odważna, braterska ale czystej krwi. A niech mi będzie Gryffindor !!!- krzyknęła.

* Autorka *
Hej tak jak chcieliście jest z HP tylko zamiast bliźniaków Weasley, których nie znam zby dobrze wzięłam Pottera. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Daisy Malfoy się rozkręci i nie będzie nudna ale prologi są zwykle krótkie. Mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie swoje uwagi, pomysły i co sądzicie, bo wtedy chce sie dalej pisać. Pozdrawiam. :)

piątek, 15 lipca 2016

Hej co wolicie abym jutro dodała Warriot czy Emma Amera albo macie na coś pomysł ? ( oprócz Marvela czytam bardzo dużo książek, więc piszcie o czym chceilibyście kolejnego posta ) :)

poniedziałek, 11 lipca 2016

Warrior #1

Czułam jak wiatr rozwiewa moje długie, falowane, kasztanowe włosy. Chłód chciał przedostać się przez moją czarną bluzkę z dekoldem z kolją, czarne spodnie i buty. Jak na księżniczkę nie przepadałam za jedwiabami, drogimi klejnotami i pięknymi sukniami. Zamisat bawić się lalkiami uczyłam się walczyć mieczem, łukiem i sztyletami, zamiast słuchać opowieści niani zapoznawałam się z polityką i strategiami wojennymi, zamist bawić się z innymi dziewczynkami uczyłam się jeździć konno. W moim królestwie - Idriel jestem najlepszą wojowniczką, strategiem oraz najmądrzejszą dziewczyną. W Siedmiu Królestwach mówią, że jestem najpiękniejszą kobietą chodzącą po ziemi. Jestem średniego wzrostu, chuda. Cere mam dosyć bladą jednak nie wyglądam jak trup, a oczy niebieskie jak ocean. Mój ojciec Hector postanowił powieżyć przyszłej władczyni ważną misję, a mianowicie chronienie Sansy Stark. Ród Starków jest dla mnie jak rodzina, dlatego się zgodziłam. Najbardziej z nich wszystkich lubiłam Neda, Jona i Robba. Ja, Snow i Król Północy jesteśmy w tym samym wieku, mamy po 16 lat. Ja chciałam walczyć ramię ramię z Robbem i po kryjomu zaplanowałam dostać się do Riverrun. Moje służące przyszły, rozczesały mi włosy, założyły diadem, podkreśliły mi oczy aby wyglądała na poważniejszą niż jestem oraz założyły czerwono-czarny płaszcz. Za pas włożyłam mój miecz Czarną Śmierć. Ludzie w Westeros mówili na mnie Ksieżniczka Zmierzchu. Nasz statek znalazł już się przy brzegu. Jeden rycerz wzią horągiew z sercem w połowie pokrytym lodem, ogniem, cieniem, przebitym przez miecz, nad sercem wisiała korona - herb Riderów. Ród ten był tak stary jak Starków, ale my pozostaliśmy nie dołączeni przez wieki do Siedmiu Królestw, gdyż władamy nad mocą ognia, lodu i cienia. Przyznam, że posługiwanie się mocami jest męczące. Wyszłam na ląd i dosiadłam mojej Zemsty - siwego konia, krwi arabskiej. Po chwili przy mnie pojawiła się moja wilkorzyca biała jak śnieg o czerwonych ślepiach. Nazwałam ją na cześć mojej zmarłej matki królowej Diwony, który została zabita w walce przeciwko Szalonemu Królowi. Podobno mógł jej pomóc Królobójca, dlatego nienawidzę Lannisterów.

Moi ludzie utorowali mi drogę do zamku. Zauważyłam, że ludzie cierpią z głody i że wyzywają króla Joffreya. Gwardia Królewska, której zadaniem jest mnie chronić jako jedyna weszła ze mną do gmachu. Miałam takie szczęście, że chłopiec który władał akurat udzielał audjęcje. Dumnie szłam na spotkanie z królem, ale nie miałam zamiaru się kłaniać anie być milutka.
- Kim jesteś, że ośmielasz się bez mojej zgody się przedemną pojawiać. Klęknij !!!- krzyknął.
- Zamknij się smarkaczu albo wydam rozkaz i cała Królewska Przystań spłonie.- odpowiedziałam.
- Dziecko czy życie ci nie miłe ?- zapytała Cersei.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę z kim rozmawiacie ?- zapytałam.
Nikt nie odpowiedział.
- Miłość jest ważna ale życie uratuje ci tylko miecz, moc i mądrość. Kto zabije jednego naszego spotka marny los.- powiedziałam motto mojego rodu.
- Księżniczko Liso.- powiedział Tyrion i uklękl przede mną.
- Wstań dobry człowieku.- powiedziałam.
W ślad za bratem poszła siostra.
- Straże !!!- zawołał Joff.
- Synu to jest księżniczka, której jeśli coś się stanie to jej ojciec wypowie wojnę, której nie wygramy.- rzekła regentka.
- Pani, czy możemy pomówić jutro ?- zapytał Tyrion.
- Oczywiście.- odpowiedziałam.
Najemnik Krasnala zaprowadził mnie do mojej komnaty, z której szybko wyszłam aby znaleźć Sanse Stark.




sobota, 9 lipca 2016

Emma Amare #10

Wstałam o dziewiątej, a na trzynastą miałam być w Stark Tower. Wzięłam długą kąpiel i umyłam włosy. Ubrałam się w czarną miniówkę, białą bluzkę oraz założyłam różowe trampki. Włosy związałam w koka, usta pomalowałam czerwoną szminką. Zjadłam owsiankę z jabłkiem oraz wypiłam kawę. Trochę poszkicowałam i obejrzałam TV.  O dwunastej czterdzieści wyjechałam i byłam punktualnie na miejscu. Przywitałam się z osobami, które znałam i poszłam do pokoju Starka. On trenował z Happym.
- Moja babcia lepiej boksuje.- powiedziałam.
- O Ems.- powiedział.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na sofie. Po chwili koło mnie pojawił się miliarder.
- Jak tam randka z tym Blintem? - zapytał.
- Nie z Blintem a Clintem. Była udana.- odpowiedziałam.
- Mhm.- rzekł.
- Chyba nie jesteś zazdrosny co?- zapytałam.
- Ja, nie.- powiedział.
- To dobrze.- rzekłam.
Po chwili pojawiła się Natasha Romanoff, która udawała Natalie. Powiedziała coś o sobie.
- Moim zdaniem jest nieodpowiednia, zbyt ładna i mądra.- rzekłam.
- Natalie witam w Stark Tower.- powiedział Tony.
,, Boże jaki on jest zazdrosny. "-pomyślałam.
Wróciłam do domu. Tydzień później urządziłam babską noc wraz z Natashą. Rozmawiałyśmy przez długi czas gdy zadzwonił telefon i Romanoff musiała pojechać do domu Iron Mana. Właśnie miałam iść spać, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Clinta z pizzą.
- Zapomniałaś?- zapytał.
- Muszę przyznać, że tak.- odpowiedziałam.
Usiedliśmy na sofie i oglądaliśmy Zombie Bobry, gdy zadzwonił mój telefon.
- Agentko Amare musisz przyjechać na wskazany adres i to szybko. Ubierz się w swój strój.- powiedział Fury i się rozłączył.
- Przepraszam Barton ale praca wzywa.- rzekłam.
- OK. To do zobaczenia. - powiedział i wyszedł.
Ubrałam się w czarną bluzkę, założyłam czarną ramoneskę, czarne spodnie, szare rękawiczki z odkrytymi palcami oraz szare trampki. Wzięłam odznakę T.A.R.C.Z.Y oraz dwa pistolety. Wsiadłam do samochodu i wraz z pierwszym brzaskiem dotarłam do Los Angeles. A tam w donacie siedział Iron Man.
* Autorka *
Hej przepraszam, że nie było dawno postów ale zapomniałam hasła. Jak już je miałam źle się czułam. Nie zapomniałam o blogu ani o moich czytelnikach. W poniedziałek kolejna część. Jeszcze raz przepraszam i życzę miłych wakacji. Pozdrawiam.