środa, 31 sierpnia 2016

Lost Princess of Walhallia #3

Na długo tej przytomności nie stracił.
- Zejdź mi z drogi.- powiedziałam.
- Nie tak prętko.- rzekł.
Wszystko potoczyło się tak szybko. Nie wytrzymałam, wyciągnęlam rękę i za pomocą mocy przygwoździłam go do ściany. Słyszałam jak łamią mu się kości. Gdy byłam pewna, że nie wstanie. Podeszłam po tarczę Kapitana. Uśmiechnęłam się. Pomogłam Ameryce wstać.
- Nic ci nie jest? Prócz złamanych kości i nosa.- zapytałam, przyjaźnie.
- Raczej nie.- odpowiedział.
- Spokojnie nie zrobie ci krzywdy. Są tu gdzieś twoi przyjaciele?- zapytałam.
- Nie.- odpowiedział.
- A znasz może telefon do nich?- zapytałam.
- To nic nie da. Stark, Natasha, Sam, Wanda są w Europie, Clint, Hulk i Thor w Azji.- odpowiedział.
Nie mogłam zostawić przecież go samego na pastwe losu. Może to mój czas, abym wyszła z cienia?
- Oby się udało.- powiedziałam.
Skupiłam się na mnie i na mścicielu. Po chwili znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Udało mi sie!!! Teleportowałam siebie i jeszcze jedną osobę.
- Ufff. Myślałam, że nas rozerwie na atomy.- powiedziałam.
Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco.
- Nie panuje nad swoimi mocami, czasem nawet jak kichne to mogę znaleźć się w Chinach.- powiedziałam.
Poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam mój naszyjnik. Nie chodziło o biżuterie tylko kamień. Zauważyłam, że dzięki niemu szybciej się regeneruje. Dałam przedmiot Kapitanowi, zanużyłam jedną rękę w wodzie, a drugą położyłam na ramieniu bohatera. Po chwili wszystkie rany zniknęły. Uśmiechnęlam się. Weszłam do kuchni nalałam krystalicznej cieszy do kubka. Położyłam to przed mścicielem wraz z lekiem na ból. Mężczyzna zdjął swój ''kask''. Zobaczyłam, że nie jest wcale taki stary jak myślałam. Miał 25 lat, piękne, blond włosy i niebieskie oczy, w których można by zatonąć. Był umięśniony, wysoki i przystojny. Zaraz ja go znam! Poznałam go w parku wraz z tym Starkiem o którym mówił.
- I twój kolega nie pojawił się na gali.- powiedziałam.
- Tony?- zapytał.
- Tak. Poznaliśmy sie dzisiaj w parku, Jessica Johnson.- odpowiedziałam.
- Teraz rozumiem, dlaczego mówiłaś o Salem i Transylwanii.- rzekł.
- Naprawdę pochodzę z Norwegii, z maleńkiej wioski.- powiedziałam.
- Na serio masz 1600 lat?- zapytał.
- Tak.- odpowiedziałam.
- Wow.- rzekł.
- Spokojnie, nie jestem wamiprem.- powiedziałam.
- To mnie uspokoiłaś.- rzekł, uśmiechając się.
- Jak chcesz to możesz tu zostać.- powiedziałam.
- Ale masz tylko kanape.- rzekł.
- Nie potrzebuje snu.- powiedziałam.

Detective #5

- Co to miało być?- zapytał Tony.
- Pokaz sztucznych ogni wiesz. Czasami dziwie się, dlaczego ludzie myślą że jesteś geniuszem. A tak wogóle to moja bryczka?- odpowiedziałam.
- Tak.- rzekła Natasha.
- To świetnie. Accio.- powiedziałam.
Po chwili na szybie pojawił się obraz z kamer tylnych oraz uśmiechnięta buźka. Moja wnerwiająca sztuczna inteligencja.
- Witam panne Stark. Dawno sobie nie rozmawialiśmy.- rzekł A.I
- Bo mnie denerwujesz. Teraz do rzeczy bezpieczna linia 32.- powiedziałam.
- Już się robi.- odpowiedziała T.O.M
- Ty i Fury macie wiele wspólnego.- powiedziała Natasha.
- Kilka razy pomogłam temu palantowi, nawet mi nie podziękował.- rzekłam.
Kapitan Ameryka miał zaraz coś powiedzieć, ale przerwał mu pewien głosik.
- Hello Izz, stęskniłaś się za mna?- zapytał.
- I to jak Hunter, nie mogę bez ciebie żyć. Jest koło ciebie ktoś normalny.- odpowiedziałam.
- No ten ... Fitz choć tu!!!- krzyknął.
- Hej Isabelle. Kłopoty?- zapytał.
- Jak ty mnie Leo znasz. Jak chcesz to możemy pogadać o tobie i Jemmie. Stęskniłam się za tymi maślanymi oczkami.- odpowiedziałam.
- Śmieszne. Z kim konkretnie chcesz rozmawiać?- zapytał.
- Daisy i Melinda.- odpowiedziałam
- Musisz chwile poczekać, bo Daisy ćwiczy Macka, a May no...wolę z nią niezadzierać. A tak wogóle to dzięki za znalezienie Warda.- rzekł.
- Nie ma za co Fitzuś.- powiedziałam.
- Ale i tak zwiał.- rzekł.
- Jak go znajdę to z nim sobie pogadam.- powiedziałam.
- Wszyscy za tobą tęsknią.- rzekł.
- O matko!!! Rozmawiesz z Izy i nic mi nie powiedziałeś, zmiataj stąd Fitz.- powiedział damski głos.
- Witam, witam Jemma.- rzekłam.
- Będziesz mogła przejrzeć moje wyniki?- zapytała.
- Of course darling.- odpowiedziałam.
- Prawie, prawie ten twój akcent.- rzekł.
- Do jasnej cholery możesz przestać gadać z nimi!!!- krzyknął Tony.
- Język Stark.- powiedziałam razem z Kapitanem.
- Kto to?- zapytała Simmons.
- Pasażer na gapę. Zadzwoń jak Daisy i Melinda będą osiągnalne. Ciał.- rozłączyłam się.
- Widzę, że popularna jesteś.- powiedział Sam.
- I to bardzo. Nie chcesz wiedzieć jak ich poznałam.- powiedziałam.
- Można im ufać?- zapytała Romanoff.
- Wszyscy to agenci nowej T.A.R.C.Z.Y nie obchodzi ich Fury prócz dwóch głównych osób. Drużyna pewnej osoby to sami moi przyjaciele. Napewno rozdzielą nas na dwie, trzy grupy aby było bezpieczniej.- odpowiedziałam.
- Czemu Fury cię nie zwerbował?- zapytał Hawkeye.
- Zwerbował, dlatego znam tę zabawną bandę.- odpowiedziałam.
- Ale nie byłaś agentką T.A.R.C.Z.Y.- rzekł Barton.
- Moja historia z tą organizacją jest długa. Jakoże ten oto Tony Stark mną się nie interesował zbytnio w wieku 15 lat zostałam agentką, ale po kilku miesiącach odeszłam. Potem pomagałam FBI, CIA i tym podobnych. Żadko trafia się ktoś tak dobrze walczący, idealny materiał na szpiega. Czasami robiłam coś dla Nicka. Miałam być dołączona do projektu Avengers, ale odmówiłam. Następnie dołączyłam do pewnej drużyny, ale z niej odeszłam i zostałam detektywem.- powiedziałam.
- Co zrobią twoi znajomi z Buckym?- zapytał Rogers.
- Nie wiem.- odpowiedziałam.
Po chwili ktoś zadzwonił. Odebrałam.
- Dawno nie słyszałam cię Stark.- rzekł ostry damski głos.
- May, bądź miła.- poprawiła ją Daisy.
- Potem Melinda skopie ci tyłek. Mam ogormny kłopot.- powiedziałam.
- Zakochałaś się w Wardzie.- rzekła Johnson.
- Co? Nie. Przystojny był, ale nie w moim typie.- powiedziałam.
- Macka to ucieszy.- rzekła May.
- Mów, a ja coś wymyśle.- powiedziała była Skye.
- Pobiłam się z Rosem, wrzuciłam jego żołnierzy do rzeki, złamałam jego rozkazy, jadę teraz ze zbeiglymi przestępcami.- rzekłam.
- Nieźle się wkopałaś, ale Phil coś wymyśli mały szantaż i już będziesz mieć czyste konto.- powiedziała Johnson.
- Co to za bandyci?- zapytała Kawaleria.
- Kapitan Ameryka, Iron Man, Black Widow, Hawkeye, Falcon, Scarlet Witch i Zimowy Żołnierz. Też was kocham.- odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Jedźcie prosto zaraz Bus będzie koło was. Wilson i Barnes polecą do Europy, a ty zobaczysz się z nami.- powiedziała May.
- Jesteście najlepsze!- krzyknęłam.
- Co do May to bym się zastanowiła, ale... Co powiesz na randkę z...- nieskończyła.
- Tylko mnie z nikim nie swataj. Ostatnio mówiłaś abym umówiła się z Hunterem.- powiedziałam.
- Dobra, ale wszyscy się ucieszą.- rzekła Johnson.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Game of Thrones #9

Wsiadłam na konie i wraz z resztą ruszyłam w drogę. Jechałam jak zwykle koło Jona. Nowość.
- Nie mogę się doczekać zobaczyć Mur.- powiedziałam, uśmiechają się.
- Ja też.- rzekł.
- Wiesz, że jeździsz jak moja babcia na tym koniu.- powiedziałam, śmiejąc się.
- Bardzo śmieszne. Poproszę o tę poważną Arie z Winterfell.- rzekł, również śmiejąc się.
- Nie, chciałbyś zobaczyć poważnej mnie. Raz na naradzie ktoś mnie tak zdenerwował, gdyż był tchórzem, że rzuciłam w niego nożem. Teraz ma tylko dwa palce u prawej ręki. Umiem znaleźć równowagę, kiedy mogę być sobą, a kiedy mam być księżniczka. Narady, rady, zebrania, walne zgromadzenia, audiencje, wojna, bitwa...wtedy jestem nieobliczalna. Nikt, nawet ojciec nie wie co mam zamiar zrobić.- powiedziałam.
- Masz rację wolę cię taką. Jak to być dziedzicem króla?- zapytał.
- Bardzo trudne pytanie, mój drogi Jonie. Od dziecka jesteś uczony zasad jak siadać, jak mówić, jak jeść. Wyrzekasz się tylu rzeczy, że nie wiem. Musisz znać wszystkie rody, ich herby, motta, historia. W głowie musisz umieć stworzyć mape w głowie. Miecz, tarcza, łuk, sztylety, konie to podstawa. Dodatkowo tajemnice, szpiedzy, kłamstwa. W tym wszystkim łatwo się pogubić i zatracić. Niektórzy nie znajduję siebie i stają marionetkami. Mi się udało przeżyć nauki i teraz mam odpoczynek. Nie polecam być dziedzicem króla.- odpowiedziałam.
- Jesteś szczera do bólu.- rzekł.
- To prawda, ale jak rozmawiam z na przykład waszym Królem muszę trochę powciągać mó niesworny język. Zapytaj Tyriona ile razy jego gadanina sprowadziła na niego kłopoty.- powiedziałam.
- Czasami czuję, że źle postąpiłem zostawiając Brana i Rickona.- rzekł.
- Jon z Winterfell wyjechaliśmy dopiero dwa dni temu, będzie dobrze.- powiedziałam i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Możesz coś dla mnie zrobić?- zapytał.
- Co tylko zechcesz.- odpowiedziałam.
- Zostaniesz w Czarnym Zamku do momentu gdy nie złoże przysięgi.- rzekł.
- Zgoda, nawet jak ojciec napisze, że mam jechać to coś wymyśle.- powiedziałam.
- Skąd u ciebie tyle optymizmu?- zapytał.
- A dlaczego rycerz nosi zboje.- odpowiedziałam.
- Aby się chronić, ale to nie ma sensu.- rzekł.
- Nie jestem optymistą tylko realistą, a śmiech, żarty to moja zbroja na wścibskie osoby i plotki. W grze o tron wygrywasz albo giniesz. Nie możesz pokazać swojego prawdziwego oblicza, jak jesteśmy z daleka od wszystkich to wtedy widzisz moje prawdziwe oblicze.- powiedziałam.
- Ale to mała różnica.- rzekł.
- Dla ciebie, ale wrogów ogromna.- powiedziałam.
Pokonaliśmy przedostatni fragment trasy, gdy zrobiliśmy mały postój. Usiadłam wraz z Jonem i Tyrionem koło rzeki.
- No bękarcie niedługo zobaczysz jak naprawde jest w Nocnej Straży.- powiedział Tyrion.
Jak na razie nie miałam ochoty wtrącać się w rozmowę tych dwojga. Wiem, że ten Lannister nie ma nic do niego i bardzo współczuje kalekom, karłom, bękartom i sierotom. Karzeł miał dar zmeniania słabości w zalety. Po chwili zauważyłam, że Snow robi się czerwony.
- Lordzie mógłbyś nas zostawić na moment samych?- zapytałam, uprzejmie.
- Oczwiście, Ario.- odpowiedział.
Zajęłam jego miejsce i położyłam rękę na jego ramieniu. Potem przytuliłam go.
- Nieważne czy jest twój status, tylko charakter.- powiedziałam.
On się lekko uśmiechnął. Mieliśmy jedną wspólną cechę, a mianowicie jak ktoś lub coś nas denerwowało to puszczały nam nerwy.

You do not own me #PROLOG

- Przykro mi.- rzekła szefowa.
- Tobie jest przykro? To przez ciebie postrzelili mnie i byłam w tej cholernej śpiączce. Obudziłam się i dowiedziałam się, że jak na razie nie mogę być agentką!!! Tyle lat ćwiczyłam, aby co teraz zostać zwolnioną? Nie mam formy sprzed wypadku i mogę nie wygrać walki wręcz, ale nadal jestem super hakerem i potrafie strzelać. Wiesz, co? Odchodzę, jędzo.- powiedziałam i wybiegłam z pokoju.
Gdzie moje maniery, zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Dany Hunter i mam 24 lata. Rodzice zginęli, gdy miałam 12 lat. Gdzie wtedy był mój brat Lance? Nie wiem, może na Karaibach. To on powinien się mną opiekować, jest przecież siedem lat starszy ode mnie. Nie trafiłam do sierocińca, a do cioci. Jej!!! Jej mąż był politykiem i starali się ze mnie zrobić damę, a ja to typowa buntowniczka. Zawsze chciałam być kimś ważnym, no ale kto by nie chciał? Miałam 14 lat, kiedy zostałam porwana przez Hammera. Powód? Biegła znajomość w hakowaniu. Wtedy zrozumiałam, że muszę nauczyć się myśleć jak szpieg i nim się stać. Tak zaczęła się moja przygoda. Przez dobre pół roku byłam więziona, ale trenowałam tak jak mogłam aby stać się silniejsza. Próbowałam walczyć z gorylami Hammera. Drobniutka nastolatka ma pokonać trzech napakowanych gości? Jednego tylko przewróciłam i tak skończyła się moja pierwsza ucieczka, plus zabrałam jednemu z nich nóż. Kolejne kilka miesięcy uczyłam się rzucać ostrzem i bardzo się zahartowałam. Raz nawet udało mi się ukraść pistolet. Zajęło mi dosyć długo czasu rozkminienie co i jak, ale po kilku miesiącach potrafiłam bardzo dobrze strzelać. Jakim cudem się tego nauczyłam? Wiele miesięcy w zamknięciu, z małą szansą na przeżycie, ale dużymi chęciami aby wyjść stamtąd w jednym kawałku. Początkowo tylko płakałam, krzyczałam, ale potem zrozumiałam że nic to nie da i tylko ja mogę sama się stąd wydostać. Gdy miałam piętnaście lat spróbowałam ucieczki. Udało mi się ominąć strażników, kilku postrzelić, ale złapali mnie, no bo ich było trzydziestu. Hammer potem mnie wezwał i dał mi tydzień na zhakowanie Starka inaczej obiecał, że mnie zabije. Gdy znalazłam w sobie siłę zeszłam po parapetach i uciekłam. Czemu tyle zwlekałam? Może, dlatego że byłam na trzydziestym piętrze. Rok w niewoli to okropne wspomnienia. Gdzie była T.A.R.C.Z.A albo coś innego? Następne lata spędziłam ostro trenując. Mój uraz do wszelkich służb się zmniejszył, gdyż nie jestem pępkiem świata. Nie jestem osobą bezduszną, czy coś. Nie zabijam, to moja złota zasada. Mam wade, która jestr straszna. Mianowicie jestem zbyt wrażliwa. Dziwne co buntowniczka, agentka, a wrażliwa? Od dziecka chciałam pomagać innym, gdy widziałam zwierzęta jak ginął nawet na filmach to płakałam. Pozbyłam się tego trochę na potrzeby pracy. Czemu nie zabijam? Bo każdy zasługuje na życie, a ja nie jestem sędzią ani katem. Poza tym co by mnie wtedy różniło od takiego agenta Hydry? Brrr, Hydra jak ja jej nie lubię. Jestem średniego wzrostu, szczupła. Mam długie, falowane czarne włosy, niebieskie oczy i bladą cerę. Co ja teraz mam zrobić? Zostaje mi jedna opcja...Jak ja chciałam jej uniknąć, a mianowicie T.A.R.C.Z.A. Wzięłam telefon i umówiłam się z Coulsonem. On zna mnie pod pseudonimem Królowa Kier. Idiotyczna nazwa, co? Każdy agent ma ksywkę, ale moje powstała kiedy grałam w karty ze współpracownikami i miałam same królowe. Podjechałam od razu na miejsce, gdzie umówiłam się z Philem. Zamówiłam kawe i założyłam okularem. Fame ze mnie. Po chwili dostałam sms-a, aby wyjść tylnym drzwiami. Zrobiłam to, no bo co miałam do stracenia.Wraz z nowym dyrektorem pojawiło się kilku agentów.
- Coulson co to ma być?- zapytał.
- Środki ostrożności.- odpowiedział.
- Mam trochę gorszą formę, a nie kiepską , no i nadal świetnie strzelam.- powiedziałam.
- Chciałaś się Kier spotkać.- rzekł.
- Pliss nie ten durny nick. Nazywam się Dany Hunter.- powiedziałam, zdjęłam kaptur i okulary.
Zapadła cisza. Wszyscy obecni tam byli zdziwieni i zszkowani. Cofam moje słowa, z tak mało kompetentnym osobami nie będę pracować.
- Dobra to ja spadam.- powiedziałam.
Wziełam rozbieg, wskoczyłam na kontener, a z niego na dach. Rana mnie trochę zabolała, a poza tym to wszystko było OK. Trzeba było się pochwalić, jakie ze mnie ziółko. Podeszłam do krawędzi dachu, jakieś drugie piętro. Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam. Wylądowałam robiąc fikołka. Jak ja kocham igrać ze śmiercią. Nagle pojawiło się trzech agentów Hydry. Naprawde już tak słabo mnie oceniają. Wyjęłam pistolet zrobiłam korkociąk w powietrzu i postrzeliłam ich w nogi ( jak Deadpool ). Podbiegłam do pierwszego z nich i kopnełam go kolanem w brzuch i głowę. Następny celował do mnie. Rzuciłam w jego rękę nożem i przywaliłam mu z prawego sierpowego. Ostatni agent był silniejszy, ale kto tu był gwiazdką. Ładny prezeny dla Coulsona trójka agentów. Założyłam kaptur i okulary, ruszyłam przed siebie.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Game of Thrones #8

- Jakie uczucia?- zapytałam Jona.
- Ciekawość, strach i ulgę.- odpowiedział.
- Bardzo normalne odczucia. Nie bój się mój przyjacielu przy mnie nic ci się złego nie stanie.- powiedziałam, uśmiechając się.
- A ty się nie boisz jechać na Mur?- zapytał.
- Troszeczkę, ale mam rycerzy pod przysięgą.- powiedziałam.
- I mnie.- odpowiedział.
Uśmiechnęłam się przyjacielsko. Nie żałuje, że jadę z nim, a nie ojcem do Królewskiej Przystani. Tu będę mogła być sobą, odważną, miłą, zabawną i normalną dziewczyne. Wiem, że nadal pozostanę damą, ale nie będę miała septy, ojca, brata, służących, którzy cały czas mówią mi co mam robić, a czego nie.
- Jak wygląda Mur?- zapytałam po chwili.
- No, więc jest duży, pokrywa go lód i znajduje się tam Czarny Zamek.- odpowiedział, śmiejąc się.
- Widać, że byłeś tam już kilka razy.- powiedziałam, również się śmiejąc.
- Będziesz musiała wracać?- zapytał.
- Do tego państwa gdzie wszystkim przypominam siostrę i mame? Nie, ale potem muszę popłynąć do Królewskiej Przystani. Zajmę honorowe miejsce w małej radzie Króla pijaka. Będę w Czarnym Zamku do momentu, gdy mój ojciec udzieli mi pozwolenia na wyjazd.- odpowiedziałam.
- Oby mu się nie spieszyło.- rzekł.
- Wiesz, że z wielką chcęcią byłabym tu jak najdłużej, ale muszę zając się Konorem.- powiedziałam.
- Jest dla ciebie bardzo ważny, co?- zapytał.
- Tak. Trudno mi było pogodzić się ze śmiercią siostry i matki. Nie znałam ich, ale samo uczucie...było okropne, jak sztylet wbity w serce, którego nie można wyjąć. Konor zawsze był dla mnie jak starszy brat, gdyż nie ma u nas dużej różnicy wieku. Jest mi bardzo bliski tak jak dla ciebie Arya i Robb.- odpowiedziałam.
- Nie mówiłaś nigdy, że miałaś siostre.- rzekł.
- Podobno była cudowna, wiele widzią ją we mnie. Była odważna, umiała być wojowniczką i lady. Walczyła dla swojego przyjaciela Rhangera i zginęła nad Trindetem. Ojciec zabrania o niej mówić, gdyż stała po stronie Targaryenów. Dla niego to wstyd i plama na honorze.- powiedziałam.
- Przykro mi.- rzekł.
- Niech nie będzie ci przykro. To są stare, zabliźnione rany.- powiedziałam.
Po chwili przyjechał do nas mężczyzna, podobny do Eddarda, o długich, ciemnych włosach, ubrany cały w czerń. Brat z Nocnej Straży.
- Witaj, księżniczko Ario czy pozwolisz mi na chwilę zabrać Jona?- zapytał.
- Tylko nie na zbyt długo, bo się zanudze na śmierć. Nie musisz mnie pytać o wszystko, jak Snow będzie mógł wrócić to wróci.- odpowiedziałam, uśmiechając się.
Mężczyzna kiwnął na mnie głową i wraz z moim przyjacielem pojechał do przodu. Zostałam sama. Zaczęłam podziwiać piękne krajobrazy, lasy całe we śniegu i biały cień. To Duch czy Diwona? Byłam bardzo ciekawa. Nawet zwierze mnie opuściło. Zaśmiałam się.
- Co cie śmieszy Ario?- zapytał znany mi głos.
Przekręciłam głowę w prawo i zobaczyłam małego człowieka o ogromny mózgu, mojego jedynego Lannisterskiego przyjaciela.
- Myślałam nad czymś, nieważne. Jak ci się tu podoba?- zapytałam.
- Jest ładnie, ale cholernie zimno.- rzekł.
- Chciałbyś teraz mieć smoka, prawda?- powiedziałam, uśmiechając się.
- I to takiego co ziałał ogniem i spalił moją siostrę.- rzekł.
- Cersei wydała mi się najmilszą osobą jaką kiedykolwiek widziałam.- powiedziałam sarkastycznie.
- Twoje poczucie humoru jest niezawodne, będziesz moją ulubionym królem.- rzekł.
- A ja jak będziesz grzeczny mianuje cię na mojego namiestnika lordzie Tyrionie i dam ci armię na zdobycie Casterly Rock.- powiedziałam.
- Bardzo kusząca propozycja, dla starszego nad ściekami.- rzekł.
- I co twoja rodzina myśl o mnie?- zapytałam, ciekawa.
- Jaime uważa, że jesteś przepiękna i chciałby poznać cie bliżej, Cersei widzi w tobie dobrego sojusznika i groźnego wroga, dla Tommena jesteś bóstwem jak i dla Myrcelli, a Joff chciałby cię poślubić.- odpowiedział.
- Uuu ile ciekawych rzeczy się dowiedziałam. Przekaż bratu, że jak go zobacze to z wielką chcęcią rozwale mu nos,- powiedziałam.
- Nieładnie tak zbywać Lannistera i tak przystojnego.- rzekł.
- To fakt, ale nie widzę w nim materiału na męża, a po drugie jest Gwardzistą i ma przysięgi.- powiedziałam.
- Ja tam myślę, że w kimś w głębi jesteś zakochana.- rzekł.
- Doprawdy Tyrionie?- powiedziałam, uśmiechając się.
Jeszcze trochę rozmawialiśmy, gdy ktoś krzyknął, że robimy postój. Wyruszyliśmy o świcie, dzięki czemu pokonaliśmy dużą część trasy. Usiadłam koło Krasnala na kłodzie i jadłam z nim zupę. Ciekawiło mnie, gdzie jest Jon. Wraz z najmłodszym synem Tywina napiłam się trochę winna, ale nie tyle by się upić. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam Snow. Uśmiechnęłam się i pokazałam mu aby usiadł kołomnie.
- Tyrionie przedstawiam ci Jona Snow, Jonie przedstawiam ci Tyriona Lannistera.- powiedziałam.
- My się już znamy.- rzekł pół-mężczyzna.
- Mogę porwać na jakiś czas Arie?- zapytał, chłopak.
- Oczywiście.- odpowiedział już pijany lew.
Wraz z bękartem Neda zaczęłam chodzić po lesie. Moja peleryna zrobiła się mokra od śniegu, ale nie przeszkadzało mi to.
- Nie wiedziałam, że sie z nim przyjaźnisz.- rzekł.
- Mam kilku znajomych.- powiedziałam.
- Wujek, poinformował mnie, że nie będę mógł z nim jeździc, tylko najpierw będą musiał trenować i zdecydują gdzie się znajdę.- rzekł.
- Dla mnie możesz być budowniczym, przecież ważne jest to co daje ci szczęście.- powiedziałam.
- Ty i te twoje myśli naukowe.- rzekł.
- Jak chcesz bardziej inteligentne sentencje to idź do Tyriona, ale wiem, że lubisz to moje mądre mówienie.- powiedział.
On się uśmiechnął. Chwile jeszcze porozmawialiśmy. Snow odprowadził mnie do mojego namiotu i mnie pożegnał. Nalałam sobie trochę sennego wina i położyłam się. Nagle coś weszło do mojego namiotu. Wzięłam sztylet, ale szybko go odłożyłam, gdyż tym kto wtargnął okazała się moja wilkorzyca Diwone. Przytuliłam się do niej i tej nocy równiez nie miałam snów. Natępnego dnia ktoś bardzo puszysty mnie obudził liżąc twarz. Uśmiechnęłam się Ubrałam się w czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę i buty. Włosy związałam w warkocza oraz lekko sie pomalowałam.
- Możesz już iść polować.- powiedziałam do zwierzęcia.
Wyszłam z namiotu i ruszyłam przywitać się z moim przyjacielem. Zakryłam mu ręcam oczy.
- Zgadniej kto to?- zapytałam.
- Śnieżna księżniczka.- odpowiedział.
Uśmiechnęłam się i usiadłam koło niego.
- Co na śniadanie lordzie Snow?- zapytałam.
- Nie wiem czy chcesz jeść zwykłą owsiankę.- odpowiedział.
Przekręciłam oczami i nałożyłam sobie pulpę do miski. Jedzenie było niezbyt dobre, ale sama chciałam być traktowana jak normalny człowiek. Zapowiada się kolejny wspaniały dzień.

Emma Amare:Geneza #15

- Coulson musimy porozmawiać, to pilne.- powiedziałam.
Phil spojrzał na Clinta pytająco.
- Przyszła z tym gościem co go będziemy przesłuchiwać. Kilku naszych ucierpiało, ale poza tym to jest OK, że laska mnie wzięła z zaskoczenia.- rzekł Hawkeye śmiejąc się.
- Co cię Emma tu sprowadza?- zapytał.
- Wytłumaczę ci.- odpowiedziałam.
- Nie mnie, bo Fury chce cię widzieć.- rzekł.
- Czemu mnie?- zapytałam.
- To Fury po nim można się wszystkiego spodziewać.- odpowiedział.
- Ale chcę quinjeta.- rzekłąm, uśmiechając się.
Wraz z Bartonem pojechałam do Piaskownicy, gdyż tam aktualnie znajdował się szef T.A.R.C.Z.Y.
- Czego chcesz?- zapytałam.
- Pamiętasz może co to projekt Avengers?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak. Ma to być grupa uderzeniowa stworzona z nieprzeciętnych jednostek. Z tego co pamiętam zalicza się do niej Natasha, Clint, ten cały Kapitan Ameryka, Hulk, a Stark jest doradcą.- odpowiedziałam.
- Właśnie, a ja chcę abyś również dołączyła.- rzekł.
- Ale po co nie ma narazie realnego zagrożenia.- powiedziałam.
- Znaleźliśmy Tesseract.- rzekł.
Z początku to do mnie nie dotarło, ale gdy przyswoiłam wiadomość był zszokowana.
- Że co? Ten TESSERACT !!!- krzyknęłam.
- Właśnie. Musi być z nim coś wyjątkowego jeśli Hydra tyle go szukała.- rzekł.
- Dobra, możesz ze mnie zrobić Avengerke, ale nie wpisuj mojego prawdziwego imienia.- powiedziałam.
- Zgo...- niedokończył, gdyż do pokoju ktoś wbiegł.
- Dyrektorze kamera numer 2.- powiedział.
Spojrzałam na nią i zobaczyłam Destroyera na Ziemi. To nie wróżyło nic dobrego, przecież to maszyna z Asgardu. Co oni mogą od nas chcieć? A no tak Loki ten zły brat Thora o którym mi mówił. Nie ma chyba dobrych zamiarów. Pociągnęłam Hawkeye i pobiegłam z nim do quinjeta. Polecieliśmy do Nowego Meksyku. Pobiegłam w stronę Asa. Zobaczyłam, że na Ziemi są jego przyjaciele o których wspominał. Lady Sif nie dawała rady. Podbiegłam tam i sprawiłam, że ziemia zaczęła się trzęść. Jednak bestia odeszłą ode mnie i szła w kierunku blondaska. Dzieliła mnie zbyt duża odległość by coś zrobić. Destroyer zaczął bić mężczyznę, ten zaczął przepraszać brata, mszyana zaczęła odchodzic. Kamień spadł mi z serca tak jak i reszcie. Nagle stwór powróćił i dalej maltretował Asa. Gdy Thor padł na ziemie, zabrał się za niszczenie domów. Nie mogłam tak sobie stać. Podbiegłam do tego czegoś.
- Ej ty Loki taki z ciebie tchórz, że boisz stawić innym czoło.- powiedziałam.
Maszyna chciała mnie uderzyć, ale z mojej ręki wydobyła się czerwona mgła i za pomocą mocy sprawiłam, że nie mógł nią ruszyć. Mogłabym pokonać Destroyera, ale zamiast mnie zrobił to Thor, który powstał.

Bohaterka? #2

- Nie płacz dziecko.- rzekł ktoś.
Przestraszyłam się. Czyżbym wylądowała na planecie kosmitów, a oni chcą mnie zjeść? Odwróciłam się niepewnie. Zobaczyłam sześć postaci podobnych do Yody. Co ta ma być? Jestem w Gwiezdnych Wojnach? To ja poproszę o miecz Anakina i możliwość przeciągnięcia Kylo na dobrą strone albo walkę z Lukiem.
- Gdzie ja jestem?- zapytałam starając się, aby mój głos nie drżał.
- Lox jesteś pewny, że to ona jest wybanką? Wyczuwam u niej zakucenia mocy.- odpowiedział jeden ze stworzonek.
- Nie mylę się Bill.- odpowiedział Yoda.
- O co tu chodzi? Bo jak można to ja chcę do domu.- powiedziałam.
Nie wiedziałam skąd u mnie pojawiła się odwaga.
- Oczywiście Jasmine tylo musisz poznać pewną historię.- rzekł różowy stworek.
- I musisz dostać moc.- dodał Lox.
- I dowiedzieć się kilku rzeczy.- dodał Bill.
- To mówcie i działajcie, bo ja nie mam czasu.- powiedziałam, uśmiechając się.
- Wyczuwam u ciebie dziecka jak moim bracia... Lubisz widzę Gwiezdne Wojny i nie umiesz się zdecydować na stonę po któej chciałabyś być. Jeśli ze mną pójdziesz wszystko ci wytłumacze i naucze. Bill, Loo, Gew, Ixer  i Kirr przekażą ci tylko moc.- rzekł Lox.
- Zgoda.- powiedziałam i poszłam za tym czymś.
Usiadłam na kamieniu jak i Yoda.
- Była kiedyś potężna kobieta Nemesis. Nie mogła znieść wiecznej samotności i się zabiła. Z jej prochów powstały kamienie nieskończoność, a dokładniej z naszą pomocą. Chcieliśmy chronić wszystkie planety, ale zamiast tego stworzyliśmy potężną broń jak Gwiazda Śmierci albo Starkiller. Pewien człowiek podobny do Snoke nazywa się Thanos chce zniszczyć planetę na której mieszkasz. Uznałem, że ty jesteś wybrańcem. Jednak przypominasz Anakina i jesteś tykającą bombą. Jako jedyna możesz okiełznać tę mocę, ale nie jesteśmy pewni czy będziesz ratować Midgard znaczy Ziemię czy bedziesz chciała ją zniszczyć.- rzekł Lox.
- Ale ja nie chcę tego.- powiedziałam.
- W snach widzisz to co się stanie ale możesz temu zaradzić.- rzekł.
- Czyli ten facet i jego przyjaciele będą żyli?- zapytałam.
- Jeśli się zgodzisz, przyjąć moc to tak.- odpowiedział.
Do dziś czułam ból tego ciemnowłosego.
- Zgoda.- powiedziałam.
Stwór zaprowadził mnie do jakiegoś kręgu i kazał mi się położyć. Wszystkie Yody zaczęły śpiewać jakąś dziwną piosenkę. Przypomniała mi się scena z Gry o Tron, gdzie Melisandre ożywia Jona. Przeszły mnie ciarki. Nagle ktoś kołomnie stanął, a ... to ten no ... Ixer!!!
- Daję ci moc teleportacji tak jak Kamień Przestzeni.- powiedział i wbił mi coś w klatkę piersiową.
Pierwsze skojarzenie to jak dzieci lasu robią z zwykłego człowieka Innych. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam.
- Daję ci moc panowania nad magią potężniejszą od tej, której używają Asowie tak jak Kamień Mocy.- powiedział Bill i wbił mi coś.
Poczułam jakby żywioły i coś jeszcze. Poprzednio tylko moja krew zaczęła szybciej krążyć.
- Daję ci moc kształtowania rzeczywistości i destrukcij tak jak Kamień Rzeczywistości.- powiedział Gew i wbił mi kryształ.
Tym razem poczułam jakby zapach hamburgera. Co ja zmieniam się w jedzenie?
- Daje ci moc telekinezy, telepatii, tworzenia wizij, pokazywania strachu, mieszania w głowie, panowania nad wibracjami tak jak Kamień Umysłu.- powiedział Lox i wbił mi kamień.
Tym razem czułam jakby moje komórki pokryła ziemia?
- Daje ci moc widzenia przeszłości, teraźniejszości i przysłości jak Kamień Czasu.- i znowu to samo.
Poczułam jakbym żyła na Ziemi od epoki brązu. Okropne uczucie, brrr.
- Daje ci moc manipulacij innymi, ich duszami oraz widzenia umarłych ja i Kamień Duszy.- powiedział Loo i wbił to coś.
Poczułam się jakbym umarłą i narodziłą się na nowo. Po chwili usnęłąm. Śnił mi się przystojny mężczyzna, o ciemnych włosach i lekkim zaroście. Wpadł na mnie.
- Przepraszam.- powiedział i pomógł mi wstać.
Poczułam jakby motyle w brzuchu, gdy patrzyłam na niego.
- Nie ma za co.- odpowiedziałam uśiechając się.
- Tak wogóle nazywam się Grant Ward.- przedstawił się, a ja się obudziłam.

Lost Princess of Walhallia #2

Miałam już wychodzić z domu, ale poczułam ogromny ból głowy. Nie doszłam do apteczki, bo upadłam. Świat zmazała mi mgła. Widziałam jakiś ciemny świat, sama byłam ubrana w ciemny srój. Moje oczy były ciemne jak węgielki tak samo jak usta. W ręku trzymałam miecz. Miałam wejść do jakiegoś pomieszczenia, ale powróciłam do normalnego świata. Wsiadłam do taxi i pojechałam na galę. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Wszystko szło po mojej myśli, zatańczyłam, rozmawiałam, wygłosiłam mowę i nie użyłam przez przypadek mocy. Usiadłam w cieniu. Po chwili usłyszałam krzyki ludzi. Zobaczyłam ludzi z czerwoną czaszką na plecach - Hydra. Wstałam i zaczęłam iść w ich stronę.
- Opuście broń.- powiedziałam.
- Bo co?- zapytał jeden z nich, chyba lider.
- Zobaczysz.- odpowiedziałam.
- Już się boję.- powiedział śmiejąc się.
Wyciągnęłam rękę, wokół której była czarna mgła. Kilku żołnierzy zrobiło puff i już ich nie było, reszta przeszła do ataku. Wzięłam kieliszek i rzuciłąm w kirunku tego, który biegł w moją stronę. Kopnęłam go w brzuch i klatkę piersiową. Wzięłam jego pistolet, schowałam się za jednym ze stołów i zaczęłam strzelać. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i podniósł do góry. Kopnęłam go w czułe miejsce, w głowę i wbiłam nóż w brzuch. Upadłam na ziemię, rozcinając sobie kolano. Zaczęła pojawiać się T.A.R.C.Z.A. Postanowiłąm się zmywać. Znalazłam się na dachu. Zdjęłam te ochodne szpilki i skoczyłam. Złapałam się parapetu i spojrzałam w dół. Upadek stąd trochę by bolał.
- Myślisz, że ze mną wygrasz.- usłyszałam.
Ciekawość wzięła górę i postanowiłam sprawdzić o co chodzi. Zobaczyłam Rumlova aka Corssbonsa walczącego z przebierańcem. Przyjrzałam się i okazał się Kapitanem Ameryką. Ten drugi przegrywał i to sromotnie. Jego tarcza leżała daleko od niego, twarz miał poobijaną, z nosa leciała mu krew, ledwo się ruszał. Agent Hydry powalił bohatera i zaraz miał zamiar go wykończyć. Wzięłam pręt i walnęłam mężczyznę w głowę. Ten się odwrócił.
- Odejdź stąd młoda.- powiedział.
- Młoda? Mam 1600 lat.- rzekłam.
- Idź stąd.- powiedział.
- Boisz się mnie? Słodkiej maleńkiej dziewczynki?- rzekłam, śmiejąc się.
- Nie wiesz w co się mieszasz.- odpowiedział.
- Przeciwnie Rumlow, widziałam jak zakładają Hydre i wiem o niej wszystko. Próbowałam powstrzymać szaleńców, ale mi się nie udało. Nikt nie mógł się o mnie dowiedzieć. Powiem ci pewną historię. W średniowiecznej, małęj wiosce żyła dziewczynka nazywała się Finis. Nie znała swoich biologicznych rodziców, ale pewna miła rodzinka się nią zaopiekowała. Była ona słabego zdrowia, ale nie przaszkadzało jej to. Nauczyła się strzelać z łuku jak mało kto. Kochała pomagać innym. Znachrzy przewidywali, że dożyje tylko dwudziestu lat. W dzień swoich szesnastych urodzin wracała lasem, ktoś postanowił zakończyć jej życie i wbił jej nóż w serce. Finis straciła przytomność, wręcz można powiedzieć, że umarła. Obudziła sięz ostrzem, w kałuży krwi. Dziewczyna nie wiedziała co ma o tym sądzić, olała to. Żyła życiem, gdy wszyscy jej bliscy umarli, a ona zostałą wieczną szesnastolatką. Popadła w depresje i wtedy ujawniły sie jej bardzo potężne i niebezpieczne moce. Przez przypadek zniszczyła całą wioskę. Zmieniła imię i stała się Jessicą Johnson. Nie dało się jej zabić, bo w końcu już nie żyje. Przez te 1600 lat nie nauczyła się panować nad mocami, ale opanowała emocje. Uczyli ją mistrzowie sztuk walki i w trzy sekundy nauczyła się jak skręcić kark. Jest bardzo silna, szybka, mądra. Nie potrzebuje snu, jedzenia. Podobna jest do wampira, ale nim nie jest.- powiedziałam uśmiechając się.
Mężczyzna rzucił się na mnie. Zrobiłam unik. Uderzyłąm go w brzuch kijem tak, że stracił przytomność.

...

Co wstawić?

niedziela, 28 sierpnia 2016

She Wolf #2

Obudziło mnie pukanie do drzwi, a raczej walenie. Wstałam i podeszłam do lustra. Wyglądałam dosyć dobrze, nie było zbytnio widać bym płakała. Nałożyłam make-up oraz związałam włosy w koka, gdzieniegdzie były niesworne kosmyki. Ubrałam się w suknie. Była ona niebieska ze złotymi wilkorami. Na dole stawała się biała, miała lekko odkryty dekolt. W niej bardzo dobrze jeździło mi się konno. Założyłam pasujące buty i otworzyłam drzwi.
- Czego?- zapytałam.
Tak, idealne zachowanie damy. Dobrze, że to był rycerz nie Król.
- Pani, zaraz wyjeżdżamy.- powiedział.
- Za dziesięć minut zaczniesz wynosić moje bagaże. Jeśli się ktoś spyta, gdzie jestem, odpowiedz, że poszłam do meastera.- rzekłam i wyszłam.
Pożegnałam się z braćmi, Jonem i matką. Potem zeszłam na dziedziniec. Wsiadłam na konia. Po chwili ruszyliśmy. Trzymałam się z daleka od wszystkich. Chciałam jedynie mieć spokój. Moje marzenie się nie spełniło, bo pan wspaniały do mnie podjechał.
- Odejdź ode mnie.- powiedziałam.
- Wiesz, że nie mogę.- rzekł.
- Proszę bardzo ładnie abyś się oddalił.- powiedziałam, uśmiechając się.
Spięłam konia i ruszyłam galopem do ojca. Wiem, że Lannister nie będzie miał odwagi jechać przy moim ojcu. Chciałam z Nedem porozmawiać, ale Król zarządził postój. Weszłam do swojego namiotu i napiłam się trochę winna. Miałam już iść spać i ominąć kolacje, gdyż nie byłam w humorze zbytnio towarzyskim, ale ktoś przyszedł do mnie z listem. Kazałam mu wyjść. Zapaliłam świece i spojrzałam na lak. Widniała tam obdzierany człowiek ze skóry - herb Boltonów. Ciekawe czego ode mnie chcą?Upiłam łyczka napoju i uderzyłam ręką o pieczęć. Przeczytałam kilka razy ze zdumieniem list. Napisał go Ramsey Snow. Nie ma on prawa grozić mi, że napadnie na Winterfell jeśli za niego nie wyjdę. Wiedziałam, że powinnam powiadomić ojca o tym, ale nie chciałam aby się nie pokoił. Wzięłam miecz, zarzuciłam na siebie pelerynę i zawołałam Rose. Nie chciałam się bez niej ruszać. Na początku wyprawy poszła polować i dopiero teraz wróciła. Wsiadłam na wierzchowca i ruszyłam w stronę Dredfort. Zostało mi parę metrów i Jory mnie nie znajdzie. Nagle coś albo ktoś szarpnął uzde mojego konia. Spadłam na ziemię, ale nic mi się nie stało. Koło mnie znalazł się wilkor, który warczał na napastnika.

Detective #4

Obudziłam się w samochodzie, chyba SUV-IE. Po chwili przypomniałam sobie, że zostałam postrzelona, ale moja moc o której mówił mój były sprawiła, że już nie było śladu po pocisku. Nie mówiłam do końca prawdy, że panuje nad mocami. Czasami tracę kontrolę.
- Isabelle, Isabelle, Isabelle.- usłyszałam znowu ten podły głosik Taylora.
Zapomniałam, że leczenie się powoduje zanik bariery przeciw telepatom i innym psycholom. Ze złości uderzyłam w szybę ręką, a ta pękła. Cała banda przebierańców patrzyła na mnie. A no tak zapomniałam o Avengers.
- Czemu jestem w tym samochodzie?- zapytałam.
- Wiozę cię do szpitala.- odpowiedział Tony.
- Zawracaj.- powiedziałam.
- Nie, to poważna rana.- rzekł.
- Nie mam ani śladu po pocisku imbecylu.- powiedziałam wściekła.
- Po co się tak wściekasz?- zapytał Barton.
- A kto tu jako jedyny może oprzeć się mocy Killvioleta, B kto tu właśnie oberwał kulą i teraz słyszy głosy tego pacana, C kto tu nie może się skupić i stworzyć tarczy przeciw telepacie w mózgu.- odpowiedziałam uśmiechając się.
- Ma coś z ciebie Stark.- rzekła Natasha.
Wyłączyłam się z ich rozmowy i stworzyłam tą cholerną barierę. Weszłam do mózgu syna Jana i pokazałam mu środkowy palec.
- To wpadliśmy. Rose.- powiedział Sam.
Przewróciłam oczami i wyszłam z pojazdu. Podniosłam ręce do góry i stanęłam w odległości kilku metrów od generała.
- Co tu robisz?- zapytał.
- Zapuszczam korzenie.- odpowiedziałam uśmiechając się.
- Czemu nie powiedziałaś o tym, że ukrywasz przestępców?- zapytał.
- Come on, nie mów że nie zrobiłbyś tego samego na moim miejscu. Ten palant Iron Man to niestety mój ojciec, a rodzina jest ważna. Madam czy raczysz dać mi przejechać?- powiedziałam.
- Nie ma mowy.- rzekł.
- Więc wolisz ze mną walczyć? Zły wybór.- powiedziałam.
Poszłam kilka kroków do przodu i wyciągnęłam rękę. Ziemia zaczęła się trzęść i fragment jezdni spadł do rzeki.
- Daję ci szansę.- rzekłam.
- To nas nie powstrzyma.- powiedział.
- F### you Ross.- rzekłam, a wokół mojej dłoni pojawiła się czarna mgła. Zabrałam wszystkim broń i sprawiłam, że wpadli do wody. Wskoczyłam do samochodu.
- Jedź!!!- krzyknęłam.

...

Co dodać? ( Prócz Detective, które pisze).

piątek, 26 sierpnia 2016

She Wolf #1

Wracałam właśnie od Boltonów. Mój ojciec lord Eddard Stark nie mógł pojechać na turniej, który organizowali. Miałam być przykładem damy i niezbyt mi to wyszło. Byłam miła, słodka, uprzejma, ale jeśli ktoś zaczął mnie denerwować odpowiadałam mu ripostami i miałam swoje zdanie. Cały ten Ramsey Snow i jego zachowanie w stosunku mnie było nie na miejscu, działał mi na nerwy. Raz spróbował mnie pocałować i złamałam mu nos, cóż poradzić. Cały czas słyszę jak ludzie nazywają mnie Lyaną. Nie znałam jej zbytnio i pamiętałam ją przez mgłę. Różnie się od mojego rodzeństwa. Mam długie, falowane złote włosy, które kiedy pada na nie światło robią się platynowe, łagodne rysy, porcelanową cerę, szare oczy podchodzące pod czerń, pełne usta, zgrabny nosek, gęste rzęsy i brwi Tullych. Jestem średniego wzrostu i szczupła.Wiedze, stosunek do ludzi, trzeźwe myślenie odziedziczyłam po ojcu, ale wybuchowość, nieprzewidywalność, umienie postawienia na swoje mam po cioci. Mało we mnie matki, nie to co w Sansie. Kocham ćwiczyć walkę na miecze, łucznictwo, jeździć konno i ... tańczyć. Najlepszy kontakt mam z bratem Robbem i przyrodnim bratem Jonem. Jako jedyna ruszam się z Winterfell, gdy chorąży Neda coś od niego chcieli. Byłam również raz na Końcu Burzy u Renly'ego Baratheona, miałam ocenić czy chcę aby został moim mężem, ale nie przypadł mi do gustu. Mój ojciec jest taki dobry, że pozwolił mi zdecydować kogo chce poślubić, albo wpóczuje biedakowi, w którym się zakocham. Prawo w Siedmiu Królestwach jest okropne, czemu nie mogę rządzić Winterfell? Jestem najstarszą córką lorda Starka, mam 22 lata, a niedługo 23. Byłam już przy murach mego domu, gdy zobaczyłam przestraszonych i podekscytowanych mieszczan. Moja ciekawość wzięła górę i zeskoczyłam z konia. Udałam się do tawerny, zakryłam głowę kapturem i usiadłam w cieniu. Było to najlepsze miejsce, gdzie można było się czegoś dowiedzieć. Moją uwagę przykuł rycerz z czerwoną peleryną i złotym lwem oraz jego towarzysz. Mówili coś o Królu, jego dzieciach, co mnie nie interesowało. Miałam już wychodzić, gdy usłyszałam coś ciekawego.
- Myślisz, że w tej melinie ktoś zdoła pokonać Królobójce?- zapytał ten z herbem Lannisterów.
- Nie, Almon..- odpowiedział ten drugi.
- Ten Ned nie pozwala swojemu synowi z nim walczyć, pewnie boi się.- rzekł.
Byłam wściekła, że ktoś obraża moją rodzinę. Podeszłam do nich.
- Kiedy będzie pojedynek?- zapytałam.
- Zaraz.- odpowiedział Almon.
Wsiadłam na swojego konia i ruszyłam do Winterfell. Nie chciałam aby ktoś wiedział, że powróciłam, więc zakazałam służbie mówić o tym memu ojcu. Niezauważona weszłam do swojej komnaty. Wziełam kąpiel i spięłam włosy w warkocza. Podeszłam do szafy i wyrzuciłam wszystkie suknie. Moim oczom ukazała się srebrna zbroja z wilkorem. Jak mowa już o wilkorach to owszem mam swojego. Jest szary, gdzieniegdzie ma białe pasemka, a oczy fiołkowe. Nazwałam ją Rose, od ulubionego kwiata mojej ciotki. Ubrałam się odpowiednio do walki. Spod łóżka wyjęłam miecz z valyriańskiej stali. Dostałam go od Eddarda podczas czternastego dnia mojego imienia. Był moją i jego tajemnicą. Wiem, że taki miecz powinien mieć nazwę, ale nie umiałam jej wymyślić. Wyszłam z pokoju i udałam się na pojedynek. Nie podałam jak mam na imię, chciałam zrobić wszystkim niespodziankę. Najpierw musiałam walczyć z jakimiś kiepskimi rycerzami. Podczas przerwy zobaczyłam, że na widowni znajduje się Król, Królowa, jej brat Tyrion, dzieci Tommen, Myrcella, Joffrey i Pies oraz moja rodzina. Będzie widowisko. Teraz była ta chwila, zostałam tylko ja i Królobójca. Ustawiłam się w pozie bojowej. Lannister pierwszy przeszedł do ataku, zwinnie go uniknęłam. Dawałam mu wymierzać ciosy dzięki czemu trochę się zmęczył. Uderzyłam go trzonem miecza tak, że prawie się przewrócił. Potem zaczął się taniec ostrzy. On był agresywny i zły, a ja spokojna i opanowana, dzięki czemu precyzyjniej zadawałam ciosy. Mężczyzna kopnął mnie w kolano tak, że prawie upadłam, ale zdołałam utrzymać równowagę. Oddałam mu pięknym za nadobne, zrobiłam piruet, uderzyłam go mieczem w zbroję tak, że poleciały iskry i wybiłam mu miecz. Walka skończyła się, gdy przewróciłam Królobujce, a on nie mógł się podnieść. Pomogłam mu wstać.
- Kim jest ten rycerz? Zdejmij hełm.- rozkazał Król.
Nie wypadało odmawiać tak ważnej osobie. To co chciał zrobiłam. Wszyscy byli zdziwieni, gdy ujrzeli piękną blondynkę o szarych oczach, podobną do Lyany. Uklęknęłam.
- Nazywam się Liliana Stark i jestem najstarszym dzieckiem lorda Eddarda, wasza wysokość.- powiedziałam.
- Wstań i chodź do nas.- rzekł Robert.
Po chwili stałam przed moim ojcem i władcą.
- Wyglądasz jak ona, masz charakter jak ona, ale jesteś bardziej odważna.- powiedział Baratheon.
- Wiem o tym Królu.- rzekłam.
- Jedziesz z ojcem do Królewskiej Przystani?- zapytał.
- Nie wiem, czy będzie chciał.- odpowiedziałam.
- Pojutrze wyjeżdżamy. Pozwolisz jej jechać Ned?- powiedział władca.
- Tak, ale musi jej ktoś pilnować, bo nie chce by coś się jej stało.- rzekł mój ojciec.
- To załatwione, jedziesz Lili.- powiedział Robert.
- A teraz idź przygotować się na ucztę.- rzekł mój ojciec.
Ukłoniłam się i udałam do swojej komnaty. Zdjęłam zbroję i ją schowałam. Po co mam jechać do Królewskiej Przystani? Moje miejsce jest tu Winterfell. Nie miałam ochoty kłócić się. Z zamyśleń wyrwał mnie cień, który przebiegł po pokoju. Wzięłam miecz i szykowałam się na atak, gdy pojawiła się Rose. Odłożyłam broń i przytuliłam się do zwierzęcia. Bardzo za nią tęskniłam, gdyż nie mogła ze mną jechać do Dredfort. Ciekawe czy będę mogła wziąć ją do Korony. Po chwili przyszły służące. Nalały mi wody i umyły włosy. Zrobiły mi trzy warkocze, które związały z tyłu, resztę włosów lekko pofalowały. Kazałam im wyjść i sama postanowiłam się ubrać. Wybrałam długą białą suknie bez rękawów z dekoltem typu  V-neck z kryształami na dole. Założyłam szare pantofle na małym obcasie, które wyglądały jakby były zrobione z lodu oraz naszyjnik z małym wilkorem. Pomalowałam się delikatnie i położyłam zmęczona na łóżku. Zaraz Rose leżała obok mnie. Przytuliłam się do jej miękkiego futra.
- Coś mi się wydaje, że opuszczę Królewską Przystań tak szybko jak przyjechałam. A jeszcze ten rycerz, raczej niania. Umiem powalić Królobójce, więc dałabym sama radę. Ktoś powinien mieć oko na Sanse i Arye.- powiedziałam i po chwili usnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Podskoczyłam jak oparzona. Podeszłam do lustra i poprawiłam fryzurę, która się rozwaliła i popsikałam się perfumami na wszelki wypadek by nie pachnąć zwierzęciem. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam Theona Greyjoya podopiecznego mojego ojca. Lubiłam tego chłopaka, ale kiedy mnie podrywał to już kilka razy dostał w nos. Czasami miło z nim po strzelać z łuku, posłuchać jego dowcipów, ale poza tym jest denerwujący. Wiem, co tu robi. Ojciec kazał mu mnie eskortować na przyjęcie abym nie uciekła. Wolałabym aby robił to Robb lub Jon. Jeszcze się z nimi nie widziałam.
- Czego chcesz Theon?- zapytałam.
- Dobrze wiesz po co mnie twój ojciec wysłał.- odpowiedział i podał mi rękę.
To musiało dziwnie wyglądać, gdy szłam z nim pod rękę. Za pewne to on zostanie moim mężem. Balon chce wzmocnić sojusz z Północą, a ja z wytrzymuje jakoś z jego synem. O moją rękę stara się nadal Renly, Loras Tyrell, syn Dorne Martella i...Ramsey Snow. Weszliśmy na ucztę. Zajęłam miejsce pomiędzy Robbem, a ojcem.
- Wróciłaś siostro.- powiedział.
- Tak, aby znowu udowodnić ci kto lepiej walczy.- rzekłam.
- Jedziesz z nowym namiestnikiem do Królewskiej Przystani?- zapytał.
- A kto nim jest?- zapytałem ciekawa.
- Nasz ojciec.- odpowiedział.
Prawie zahłysnęłam się wodą. Jak mógł mi nie powiedzieć? To po to ta ochrona? Jestem teraz córką królewskiego namiestnika.
- Tak, braci a ty?- odpowiedziałam.
- Nie, ja teraz zajmę miejsce ojca.- rzekł.
Więcej już nie rozmawiałam z Robbem, który większą uwagę poświęcał towarzyszą. Zjadłam jak zwykle bardzo mało. Tych informacji jak na dzisiaj było zbyt wiele. Postanowiłam nalać sobie trochę wina i wyjść na dwór.  Zauważyłam Snow. Podeszłam do niego i wtedy zorientowałam się, że nie jest sam. Był z nim krasnal.
- Lordzie Tyrionie miło cię poznać.- powiedziałam.
- Mi ciebie również lady Stark.- rzekł.
- Proszę, mów mi Lili.- powiedziałam.
- A ty mi Tyrion.- rzekł.
- Co robicie?- zapytałam mężczyzn.
- Rozmawiamy siostro o Nocnej Straży.- odpowiedział Jon.
- Czemu o niej? Wujek Benjen przyjechał?- zapytałam.
- Mam zamiar do niej wstąpić, a wuj przyjechał.- odpowiedział mój przyrodni brat.
- Ja za to mam zamiar wejść na Mur i się tam zśikać.- rzekł krasnal.
Uśmiechnęłam się.
- Byłam tam raz i jest tam pięknie napewno spodoba ci się Tyrionie. Mam nadzieję, że zostaniesz kolejnym lordem dowódcą Jon.- powiedziałam.
- Twoja walka z moim bratem była wspaniała. Jeszcze nikt nie dał mi takiego powodu do wyśmiewania się z niego.- rzekł karzeł.
- Cieszę się, że się podobało.- powiedziałam.
- Lili ja muszę już iść.- rzekł mój brat i mnie przytulił.
- Dobrze, że nie przyjechałaś wcześniej, inaczej to ty byś była narzeczoną Joffreya.- rzekł Tyrion.
- A kto go ma poślubić?- zapytałam.
- Twoja siostra Sansa.- odpowiedział.
Kolejny szok, ale tym razem wyleciał mi z dłoni puchar.
- Przepraszam, muszę już iść.- powiedziałam i ruszyłam w kierunku mojej komnaty.
Wszyscy są już zapewne pijani i nie zobaczą, że zniknęłam. Przechodziłam koło stajni, gdy ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę o pięknych złotych włosach-Królobójce. Przewróciłam oczami i ruszyłam dalej. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Przyspieszyłam kroku. Lannister ponownie znalazł się przy mnie. Czy nie mogę mieć chwili spokoju?
- Czego chcesz?- zapytałam.
- Pogratulować świetnej walki, pani.- rzekł.
- To nie jest prawdziwy powód, nie jestem tępa. Jeśli mnie masz zamiar denerwować to zapytaj Theona ile razy miał złamany nos.- powiedziałam.
- Jesteś bardzo mądra lady Liliano. Król Robert kazał mi cię pilnować z polecenia twojego ojca.- rzekł.
- Pierwsze primo mój ojciec poprosił króla o jakiegoś rycerza, na sto procent nie o ciebie. Drugie primo chyba kpisz sobie ze mnie.- powiedziałam.
- Czemu wyszłaś z uczty?- zapytał.
- Posłuchaj, idź i rób co chcesz. Nic mi się samej nie stanie. Jak Król będzie chciał mnie widzieć pośle po ciebie. Teraz daj mi spokój.- odpowiedziałam.
- Robert nie byłby zadowolony.- rzekł.
- Od kiedy interesuje cię czyjeś zdanie Królobójco?- zapytałam drwiąco.
- Jestem Gwrdzistą, więc muszę wykonywać rozkazy, pani.- rzekł.
Nie miałam pomysłu jak się go pozbyć. Czy to ma być kara za tą walkę? Nagle zobaczyłam czarny płaszcz i długie ciemne włosy. Błagam aby to był on.
- Wujku Benjenie!!!- krzyknęłam.
Po chwili koło mnie stał nie kto inny, jak główny zwiadowca.
- Witaj Lili.- rzekł.
- Czy możesz eskortować mnie do mojej komnaty?- zapytałam.
- Oczywiście.- odpowiedział.
- Do widzenia ser.- powiedziałam.
Byliśmy przy mojej komnacie, gdy wuj zapytał mnie o co chodzi z Jaime.
- Ma być moją nianią w Koronie. Dzisiaj dowiedziałam się tylu rzeczy, że nie mam ochoty rozmawiać, a już na pewno z Lannisterem.- odpowiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze.- rzekł.
- Nie mogę wdziać czerni? Tak jak ty i Jon.- zapytałam.
- Dobrze, wiesz że nie.- rzekł.
- To niesprawiedliwe.- powiedziałam.
- Porozmawiamy jutro.- rzekł i pocałował mnie w czoło.
Weszłam do swojej komnaty. Przebrałam się w suknie nocną, zdjęłam pantofle, zmyłam make-up i rozczesałam włosy. Położyłam się spać, a koło mnie leżała Rose. Na szczęście nic mi się nie śniło. Obudziły mnie moje służące, gdyby nie one spóźniłabym się na śniadanie. Zostawiłam rozpuszczone włosy i założyłam złotą suknie, pasujące buty oraz lekko się pomalowałam. Poszłam na posiłek. Po powiedzeniu wszystkich uprzejmości wszyscy zabrali się za jedzenie.
- Liliana udasz się z nami dzisiaj na polowanie?- zapytał Król.
- Z wielką chęcią, wasza wysokość.- odpowiedziałam.
Prawdę mówiąc nie chciałam tego robić, ale wtedy Królobójca zostanie w Winterfell.
- Jaime będzie cię pilnować podczas jazdy do Królewskiej Przystani i w niej.- rzekł Król.
Te słowa odebrały mi apetyt. Myślałam, że wczoraj to on żartował. Myliłam się. Szkoda, że nie mogę jechać na Mur. Miałam trochę czasu na przebranie się w strój do jazdy konnej. Wzięłam łuk i kołczan. Zeszłam na dół, gdzie wszyscy już byli. Wsiadłam na konia i jechałam koło ojca i Roberta na przodzie, gdyż oboje tak chcieli. Przy moim boku biegła Rose. Tępo było wolne, ale król je po chwili zwiększył. Wszyscy rozmawiali prócz mnie. Nie interesowała mnie polityka, plotki i tematy miłosne. Wzięłam łuk i strzeliłam do królika. Jako jedyna chociaż coś upolowałam. Ciekawiło mnie o czym tyle Król mówił z namiestnikiem. Wracaliśmy wszyscy szczęśliwi do Winterfell, gdy zobaczyłam posłańca. Spięłam konia i ruszyłam galopem. Mężczyzna powiedział, że Bran spadł z wieży i stracił przytomność. Są małe szanse, że przeżyję. Nie uroniłam, ani jednej zły. Nikt nie mógł zobaczyć, a już Lannisterowie, że łatwo zniszczyć Starka z Winterfell. Przekazałam wiadomość ojcu oraz władcy. Robert pozwolił mi wrócić do komnaty. Zamknęłam się, rzuciłam się na łóżko i po chwili wybuchnęłam płaczem. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.

Bohaterka? #1

- Jasmine uważaj z tym!!!- krzyczał Leo mój współpracownik i przyjaciel.
- Czy ja wyglądam jak Kung fu panda? Umiem przenieść fiolkę Shifu.- odpowiedziałam.
- Jak tam postępy w XCO?- zapytał mój pomocnik Tom.
- Chyba nie jesteś ślepy, już kończę.- odpowiedziałam.
- Lara możesz podać mi laptopa.- poprosiłam po hiszpańsku.
Pracowałam w Argentynie, a nasz zespół składał się z ludzi z różnych stron świata. Większość mówiła po angielsku, hiszpańsku albo niemiecku. Znałam wszystkie te języki. Sama pochodziłam z Japonii. Nie miałam typowej urody. Moja mama była Filipinką, a ojciec Irlandczykiem pochodzenia szkockiego. Moją skóra jest bardzo opalona, włosy długie, ciemne z ombre, a oczy niebieskie jak ocean (wyglądasz jak na zdjęciu poniżej).
Nazywam się Jasmine Smith, mam 24 lata. Należę do projektu TheSmartestYounger i jestem głównym koordynatorem. Członkami tego zespołu jest najmądrzejsza młodzież na świecie. Wszyscy mamy fioła na punkcie nauk ścisłych. Wpisałam kilka poleceń na laptopie i zgasiłam światło. Po chwili pojawił się trójwymiarowy obraz nowego rodzaju rakiety kosmicznej. Miała ona pozwolić lecieć dalej niż zwykła.
- Łał.- wyszeptał Leo.
- Nie łałuj mi tu.- rzekłam.
- To co powiecie na drinka?- zapytał Tom.
- Wy sobie idźcie i się upijcie, ja wolę namówić szefa na lot próbny. Jesteście tacy dziecinni.- odpowiedziałam.
- Odezwała się panna perfekcyjna. Zapomniałaś jak się ostatnio upiłaś?- zapytał Chris, mój ,,przyjaciel".
- Tak, a ty chciałeś mnie pocałować, a ja złamałam ci nos. Pamiętam to. Nadal śnię ci się po nocach?- odpowiedziałam, uśmiechając się.
Chłopak zrobił się czerwony jak burak i wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- OMG!!! Tony Stark ma przyjechać zobaczyć nasz projekt.- powiedziała Lara.
Nie wiem czym ona się tak podnieca. Ja nawet nie wiem kto to. Miliarderzy i bohaterowie to coś co mnie nie obchodzi. Matka wysłała mnie do Sokovii na wakacje i prawie zginęłam. Uratował mnie taki szybki gościu, ale on już nie żyje.
- Kto to?- zapytałam.
- Miliarder, playboy, filantrop i geniusz.- odpowiedziała.
Nie słuchałam już po słowie playboy. Jak ja nienawidzę takich pacanów. W moim słowniku nie było słowa miłość, związek, chłopak i randka.
- Wolę Dartha Vadera albo Kylo Rena.- powiedziałam.
- Śmieszne Jess. Co myślisz o Kapitanie Ameryce?- zapytała.
Nie wiem kto to jest. Musiałam jej coś odpowiedzieć, aby dała mi święty spokój.
- Że przegrałby walkę z tobą i twoją jadaczką.- odpowiedziałam i wyszłam z pokoju.
Musiałam znaleźć pana Ritgsa, aby go przekonać by pozwolił mi lecieć lotem próbnym. Na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech numer 24. Zapukałam delikatnie. Nikt mi nie odpowiedział, ale słyszałam rozmowy. Przekręciłam oczami i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, a mój szef odstawił telefon.
- Po co tu przyszłaś Smith?- zapytał.
- Chciałam prosić o zgodę na lot próbny.- odpowiedziałam.
- Doświadczeni astronauci polecą aż do mezosfery.- rzekł.
- Bardzo pana proszę. Ciężko pracowałam.- powiedziałam.
- Nie! Idź już stąd.- rzekł.
Podeszłam do drzwi i zamknęłam je z impetem. Uderzyłam dłońmi o biurko szefa.
- Słuchaj Nathan teraz uważnie. Moja rodzina włożyła w ten projekt sporo kasy, więc jeśli nie chcesz aby ci je odebrała to zmienisz decyzję.- powiedziałam.
- Nie zrobisz tego.- rzekł.
- Przez pół roku pilnowałam i nadzorowałam, budowałam i robiłam mini testy, zostawałam tu po nocach, ciężko pracowałam. Należy mi się choć tyle. Jeśli nie wierzysz w moje słowa to mnie wypróbuj.- powiedziałam i wyjęłam telefon.
- Zgoda, ale jeśli nie pojawisz się tutaj o szóstej to nie lecisz.- rzekł.
- Mi pasuje. Miłego dnia życzę.- powiedziałam i udałam się do swojego domu.
Wyczerpana rzuciłam się na łóżko. Zrobiłam sobie kawę i zaczęłam oglądać telewizję. W moim mieszkaniu panował bałagan. Na sofie miałam ubrania, pod krzesłem pizze, książki walały się wszędzie. Nie chciało mi się sprzątać. Wyłączyłam TV i poszłam do toalety. Nie spałam już dawno, jeśli już to była to czterogodzinna drzemka. Poprawiłam make-up tak by nie było widać worów pod oczami. Wyszłam potem na dach. Usiadłam na krawędzi. Ludzie wydawali się stąd tacy mali. Bardzo chciałabym pojechać do Nowego Jorku, ale podobno jest tam strasznie niebezpiecznie. Nie należę do osób co umieją walczyć, strzelać. Potrafiłam za to szybko biegać, czego nauczyłam się w tej pracy. Mama kazała mi chodzić na gimnastykę, więc możliwe że coś pamiętam. Niestety musiałam już wracać. Położyłam się spać. Śniło mi się, że chodzę po łące. W oddali widziałam jakąś postać, chyba mężczyzna ubranego w złoto-zielone szaty. Po chwili obraz zniknął i widziałam Ziemię jakby po apokalipsie. Widziałam kilka martwych ciał, a mianowicie rudowłosą dziewczynę, długowłosego blondyna z młotem w ręku, faceta ze złotymi włosami i z fragmentem tarczy w ręku, mężczyznę z okularami, ciemnowłosego mężczyznę z łukiem. Nad nimi stał brunet w jakimś dziwnym stroju. Jako jedyny przeżył i cierpiał z powodu śmierci przyjaciół. Było mi go strasznie żal. Chciał coś mu powiedzieć, ale zadzwonił budzik i mnie obudził. Wstałam podekscytowana, jednocześnie zdenerwowana. Poszłam do toalety, aby zacząć przypominać człowieka, a nie wiedźmę. Związałam włosy w warkocza. Usta pomalowałam czerwoną szminką, rzęsy podkreśliłam tuszem, zrobiłam smoke-eye, nałożyłam szary cień do powiek. Ubrałam się w czarne spodnie, białą koszulę ze wcięciem w dekolcie oraz założyłam szpilki. Kilka razy powtórzyłam sobie, że nie ma po co się stresować. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest 5:40. Szybko wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu. Jechałam jak jakaś wariatka. W ostatniej chwili weszłam do pokoju dyrektora. Pewnie wyglądałam źle od biegów, jednak mówi się trudno. Dostałam skafander. Przebrałam się w niego. Serce omal mi nie wyleciało, kiedy wchodziłam do rakiety. Umówiłam się z resztą załogi, że mnie obudzi jak zobaczą coś ładnego. Spanie w kosmosie nie jest fajne, ale nie ma chociaż koszmarów. Tym razem śniło mi się, że jestem bohaterką. Obudziły mnie huki. Wstałam, ale szybko upadłam. Przestraszyłam się, a ręce zaczęły mi się trzęść. Nagle wysiadł prąd. Podjęłam drugą próbę i tym razem doszłam do astronautów. Chciałam zapytać się co jest grane, ale rakieta uderzyła chyba w planetę. Straciłam przytomność, a gdy się odcknęłam leżałam pośrodku gruzów maszyny. Ledwo wstałam i odeszłam od wraku. Chciałam kogoś znaleźć, kogo kolwiek. Nagle stos metalu zaczął płonąć. Upadłam na ziemię, płacząc.

Emma Amare:Geneza #14

Zabawa była przednia, ale As postanowił pojechać po swój młot. Nikt prócz mnie mu nie wierzy, ale trudno się nie dziwić. Mężczyzna pojawia się z nikąd, został uderzony przez samochód, porażony prądem i mówi o Asach, dziewięciu planetach, Asgardzie, Midgardzie, miał miał. Właśnie wracałam z Jane do jej domu, gdy zobaczyłam czarne samochody ze znakiem ptaka. Co tu robi T.A.R.C.Z.A?- zadałam sobie pytanie. Kiedy moja koleżanka zauważyła, że wynoszą jej rzeczy stała się wściekła. Nigdy jej takiej nie widziałam. Myślałam, że zaraz wydrapie im oczy. Zobaczyłam Phila za którym się stęskniłam się. Był dla mnie jak rodzina. Wraz z Foster podeszliśmy do niego.
- Co to ma niby być? Macie nakaz? Nie macie prawa!!!- zaczęła krzyczeć.
- Mamy, a wszystkie to rzeczy to teraz własność rządu. Damy pani pieniądze.- powiedział Coulson.
- Nie chcę waszych pieniędzy. Wszystkie te urządzenia zrobiłam sama.- rzekła.
- Hej, Phil. Nie da się niczego zrobić?- zapytałam.
- Nie poznałem cie Emma. Nie da się nic zrobić, znasz procedury.- odpowiedział.
- Mam dane zgrane.- powiedziała moja przyjaciółka.
- Wszystkie kopie również mają.- rzekłam.
- A mój tablet? Nie skończyłam oglądać całego serialu.- powiedziała Darcy.
- Coulson możemy potem porozmawiać?- zapytałam.
- Jasne, będziemy niedaleko. Dasz radę nas znaleźć.- odpowiedział.
Wraz z Selvigiem, Darcy i Jane poszliśmy na dach. Ja usiadłam na krawędzi. Tak tęskniłam za adrenaliną, mocami, walczeniem i staniem twarzą w twarz ze śmiercią. 
- Znałem kiedyś doktora, który najlepiej na świecie znał się na promieniach gamma. Pojawiła się T.A.R.C.Z.A już go nie widziałem.- rzekł Selvig.
Wypiliśmy trochę orenżady. Po chwili zorientowałam się, że nie ma Foster. Poszłam ją szukać. Zauważyłam jak jedzie gdzieś z Thorem. Oznaczało to kłopoty. Wsiadłam na motor i za nimi pojechałam. Nie pomyliłam się, As postanowił pójść po swój młot. Przeszła pod ogrodzeniem, złapałam strażnika od tyłu i sprawiłam, że stracił przytomność.  Szłam przed siebie. W moim kierunku szło kilkunastu agentów. Wyciągnęłam rękę i za pomocą trzęsień ziemie przewróciłam ich. Poszłam znaleźć Coulsona, ale zamiast niego znalazłam Hawkeye. Miał właśnie strzelić do Thora. Kopnęłam go od tyłu w nogę i wyrwałam broń.
- Co ty robisz Em?- zapytał.
- Prowadź do Coulsona teraz. Potem wytłumaczę.- odpowiedziałam i strzeliłam do w nogę Thora. Była to tylko uspokajająca strzała.

...

No to w GoT w końcu wyjechaliśmy z Winterfell, już myślałam że nie uda mie się wyciągnąć Ari. Koniec Winterfell, początek gry o tron = zaraz quiz 😉 . Teraz mam małe pytanie na osób czytającyh bloga i samequizy. Co powiecie na opowiadanie;
1. O zadziornej, trochę złośliwej, o poczuciu humoru, agentce jednostki specjalnej i młodszej siostrz…Huntera z Agantów T.A.R.C.Z.Y, którą chce dopaść Grant Ward, by zemścić się na Lancie.
2. O najstarszej córce lorda Eddarda Starka, która przypomina z wyglądu i z charakteru Lyanę Stark, zmarłą siostrę Neda i ukochaną Roberta. Dziewczyna dostaje rozkaz w Królewskiej Przystani objęcia rządów jako namiestnik północy, z czym się wiąże powrót do domu z pewnym Gwrdzistą, którego przydzielił do jej ochrony Król.
3. O dziewczynie, która była jednym z najlepszych naukowców NASA. Ma ostry charakter. Podczas próbnego lotu w kosoms, dzieję się awaria i wszyscy giną…prócz jej, a ona znajduje się na obcej planecie. Tam poznaje twórców kamieni nieskończoności, którzy tłumaczą jej co może spotkać ziemie jeśli nie będzie miał jej kto bronić. Wszyscy mądrcy dają jej moce, aby chroniła jej planety. Trafia na Ziemię znowu. Czy da sobie radę? A może przejdzie na złą strone?
Co wolicie?

czwartek, 25 sierpnia 2016

Pytanko.

Co dodać? I czy lubicie Granta Warda?

Game of Thrones #7

Moje starania poszły na nic. Lady Catlyn nadal była pogrążona w smutku. Podeszłam niepewnie do kobiety. Umiałam być damą i wojowniczką, ale nie potrafiłam pocieszać. Sama gdy dowiedziałam się o śmierci mojej siostry zamknęłam się na wiele dni w swojej komnacie. To był ostatni raz jak płakałam, dawno zabiłam dziewczynkę, a dałam narodzić się kobiecie silnej, mądrej i nieugietej. Dbałam o Konora jak tylko mogłam. Sama nie wiem jakim cudem został on rycerzem. Położyłam rękę na jej ramieniu.
- Przykro mi, że to spotkało twojego syna. Do póki bije jego serce ma szansę przeżyć. Jeśli mogę coś zrobić, to z chęcią to uczynię.- powiedziałam.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Ja sama byłam słabą osobą, ale zmontowałam zbroję twardą jak valyriańska stal. Nie mogę nikomu pokazać swoich słabość, bo moi wrogowie mogli by to wykorzystać.
- Jeśli kiedyś byś coś potrzebowała to wyślij kruka. Do widzenia lady Catlyn.- powiedziałam i wyszłam.
Miłam jeszcze trochę czasu do spotkania z Jonem i pożegnania się z Aryią. Postanowiłam przebrać się już w strój do jazdy. Kiedy przyszły moje służące upięły mi włosy w trzy warkocze, które z tyłu złączyły w jedno, resztę włosów lekko pofalowały. Nałożyły mi lekki make-up. Tym razem postanowiłam ubrać się sama. Wybrałam czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę z koronką oraz założyłam czerwoną pelerynę z kapturem, buty i ciemne rękawice odkrywające palce. Uśmiechnęłam się i położyłam się na łóżku. Zaczęłam wspominać czasy jak byłam mała. Z przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Służąca powiedziała, że mój pan ojciec chce widzieć mnie w samotni. Po drodze poprosiłam Lindsa aby zaczął znosić moje rzeczy, abym jak zejdę było już wszystko gotowe do wyjazdu. Ruszyłam do komnaty. Kazałam straży wpuścić mnie do środka. Czasami miałam z nimi kłopoty i źle się to dla nich kończyło.  Weszłam do pomieszczenia i stanęłam obok ojca.
- Tak bardzo mi je przypominasz.- powiedział.
- Wiele razy mi to mówiłeś.- rzekłam niepewnie, gdyż nie wiedziałam do kąd zmierza ta rozmowa.
- Nigdy mnie nie zapytałaś dlaczego masz ciemne włosy i zielone oczy?- zapytał.
- Nie wiem o co ci chodzi.- odpowiedziałam po chwili.
- Zobaczysz niedługo. Okłamałem cię wiele razy, ale teraz chcę abyś się nie zdziwiła, że twój wygląd się zmienia.- rzekł.
Ojciec zbił mnie z tropu, nie miałam bladego pojęcia o co chodzi.
- Proszę- wręczył mi do ręki pergamin -otwórz to jeśli będziesz miała jakieś pytania, nie wcześniej.- rzekł.
Pokiwałam głową. Nie należałam do zbytnio dziewczynek co słuchają się ojca, ale gdy miał rację albo mówił tym tonem Króla, który nie chce słuchać sprzeciwu, robiłam to co chciał.
- Przysięgnij.- rzekł.
- Przysięgam na mój miecz i imię mojego rodu, na mój honor.- powiedziałam.
Moje słowo było wiele warte, nie to co Lannisterów. Ja również spłacałam swoje długi.
- Mormont ugości cię godnie do twojej pozycji. Tak jak chciałaś weźmiesz prowiant, swoje rzeczy, jednak zero służby. Pojedzie z tobą twoja Gwardia Królewska, mianowicie Rickard, Mitris i Victor.- zrobił w tym miejscu przerwę.
Wiedziałam, dlaczego. W końcu kocham być samodzielna i nienawidziłam mieć rycerza u boku, jednak to Mur i nie ma tam ludzi najlepszego sortu, więc będę czuła się bezpieczniej.
- Wiem, że chcesz odwiedzić Daenarys ale nie możesz. Pamiętasz jak measter Roler kazał ci zabić dziewczynkę, księżniczkę jaką byłaś i dać się narodzić kobiecie, przyszłej władczyni. Ta przyjaźń jak na razie nie może wyjść na jaw, a ty obiecaj mi, że zapomnisz iż ta Targaryenówna była twoją przyjaciółką.- powiedział.
Wiedziałam, że ten moment nadejdzie ale jednak nie chciałam niszyć tej przyjaźni.
- Tato to moja przyjaciółka...- przerwał mi.
- Władcy nie mają przyjaciół tylko wrogów i sojuszników. Musisz przestać patrzeć na uczucia. Ja zabiłem podczas walki wielu moich przyjació, ale tak musiało być. Zapytaj ser Jaime czy nie zrobił podobnej rzeczy. Przysięgnij.- powiedział.
Miał trochę racji, może po dłuższej dyskusji zmieniłby zdanie, ale teraz nie miałam czasu.
-   Przysięgam na mój miecz i imię mojego rodu, na mój honor.- rzekłam.
- Otaczaj się tylko ludźmi, którym ufasz. Musisz wiedzieć, że Jon Arryn został otruty, a Lannisterowie coś kombinują. Do momentu, gdy nie dostaniesz ode mnie listu o tym, że możesz przepłynąć do Królewskiej Przystani, nie opuścisz Muru. O wszystkim będę informował cię na bieżąco.- kontynuował.
Sekrety, manipulacje, kłamstwa to nie nowość dla mnie. Brzydziłam się takimi osobami jak Petyr Bealsih, ale czasem byli pomocni. Potrafiłam dotrzymać tajemnic, kłamać i manipulować, gdyż byłam tego uczona. Jak Varys również miałam szpiegów. W końcu w grze o tron się wygrywa albo umiera. Narazie nie stałam się jej graczem, ale kto wie może w przyszłości.
- Będę ostrożna.- zapewniłam ojca.
- Ufasz temu Jon Snow?- zapytał.
To pytanie było dla mnie zaskoczeniem. Ojciec nigdy się mnie nie pytał o moich znajomych i osoby z mojego towarzystwa. Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi oczekuje mój ojciec. Strasznie polubiłam bękarta Neda. Był moim jedynym prawdziwym przyjacielem.
- Tak.- powiedziałam niepewnie.
- Dobrze. Kapitan twojego wojska Arras również z tobą pojedzie ale Konor nie.- rzekł.
Pokiwałam głową i wyszłam z komnaty. Po chwili przypomniałam sobie, że mam spotkać się z Jonem. Biegłam jak błyskawica, niestety rozpędziłam tak że wpadłam wprost na Snow. On się uśmiechnął i pomógł mi wstać.
- Przepraszam za to i że się spóźniłam, ale mój ojciec chciał ze mną pomówić.- powiedziałam.
Strzepnął mi coś z głowy, dopiero po chwili zorientowałam się, że pada śnieg. Pod koniec lata w Winterfell pogoda pasowała do zimy.
- Nie ma za co przepraszać śnieżna księżniczko.- rzekł.
Uśmiechnęłam się i rzuciłam w niego śnieżką.
- Jak mnie nazwałeś?- zapytałam.
- Śnieżna księżniczka.- odpowiedział.
Chwilę porozmawialiśmy i poszliśmy do pokoju Aryi. Dziewczynka była zadowolona z miecza i nazwała go Igła. Pożegnałam się z nią. Wyszłam z chłopakiem na zewnątrz.
- Niedługo będziesz nosić czerń.- powiedziałam.
- Wiem.- rzekł.
Mówił to smutnym tonem, miałam zamiar coś powiedzieć ale pojawił się Konor.
- Będę na ciebie czekać siostro.- powiedział.
- Udowodnij wszystkim, że jesteś wartościowym rycerzem i nie daj nikomu wmówić, że jest inaczej. Jak ktoś będzie się śmiał to przywal mu.- rzekłam, śmiejąc się.
- Będę tęsknić.- rzekł i mnie przytulił.
Odwzajemniłam uścisk.
- Ja też.- powiedziałam.
Wsiadłam na konie i ruszyłam obok Jona w stronę Muru. Po raz ostatni spojrzałam na mury Winterfell. Będę tęsknić za tym miejscem i ludźmi. Właśnie tak wkroczyłam nie wiedząc w grę o tron.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Game of Thrones #6

- Powinnaś iść się przespać.- powiedział Jon.
- Ty również.- rzekłam.
- Mogę zaprowadzić cię do twej komnaty, pani?- zapytał, uśmiechając się i podając mi rękę.
- Oczywiście sir.- opowiedziałam, uśmiechając się i podając dłoń.
Szłam pod rękę ze Snow. Wyglądaliśmy jak lady i lord, a nie księżniczka i bękart. Nie przeszkadzało mi jego pochodzenie, mógł równie być synem kucharza. Nie status czy pieniądze czynią nas wartościowymi, tylko charakter. Cieszę się, że tu przyjechałam. Poznałam słodką, marzycielską Sanse z którą miło mi się rozmawiało o kobiecych tematach, Arye którą uczyłam potajemnie walczyć i dzieliłyśmy się naszymi myślami i poglądami, Rickona który czasem bawiłam się w gry dla małych dzieci, biednego Brana z którym wspinałam się, lady Catlyn z którą wielokrotnie rozmawiałam, lorda Eddarda, którego polubiłam, Theona którego zaloty były zabawne tak samo jak niektóre jego żarty, Króla Roberta który miał świetne poczucie humoru oraz śmiałego i sławnego Jaime Lannistera. Wszystkie te osoby napewno zapamiętam, jednak dwoje chłopców zapadnie w mojej pamięci - Robb Stark i Jon Snow. Mogłam z nimi swobodnie rozmawić, wygłupiać się i ćwiczyć walkę. Uśmiechnęłam się wspominając miły czas w Winterfell. Potem Pentos jeśli ojciec się nie domyśli, gdzie spotkam Daenarys. Była ona wraz z bratem jakiś czas, wtedy się z nią zaprzyjaźniła. Uciekła chyba ze Smoczej Skały. Gdyby nie to, że moja starsza siostra Alina, która była przyjaciółką Rhangrya i zginęła za niego to Hector oddałby ich Robertowi. Mój ród i królestwo walczyło po stronie rebeliantów, prócz All. Ojciec troszczy się tak o mnie, bo jego żona i córka nie żyły, nie chciał stracić i mnie. Dany była osobą słabą dla otoczenia, ale dla mnie była silna w środku i udowodni to światu. Potem kolejnym przystankiem ma byc Królewska Przystań, pełna Lannisterów. Mam zająć miejsce w małej radzie, ale zbytnio tego nie chce. Byliśmy blisko drzewa serca gdy zobaczyłam czerwone jak krew i fioletowe jak fiołki oczy. Wilkory.  Zwierzaki skoczyły na mnie i mnie przewróciły. Diwona zaczęła lizać mi twarz tak samo jak Duch. Przytuliłam się do puszystych, białych przyjaciół. Wiem, że będę brudna ale dawno nie czułam się wolna. Gdy skończyły, Jon pomógł mi wstać.
- Wyglądasz jak wiedźma.- powiedział, śmiejąc się.
Miał rację. Sukienka u dołu była brudna, a długie rękawy lekko poszarpane. We włosach miałam pełno liści. Miałam powiedzieć ripostę, ale wilkory otrzęsły się z wody, która poleciała na mnie. Ja to miałam wielkiego pecha. Snow zaczął się śmiać. Wrzuciłam go do stawu, a on długo nie pozostał dłużny. Bawiliśmy się jak małe dzieci, a jeśli zniszczona suknia i długa kąpiel miała być kosztem uśmiechu na twarzy Jona to byłam gotowa ją ponieść. Chłopak pomógł mi wstać.
- Jesteśmy kwita.- powiedziałam.
- Zrobiłaś to specjalnie, aby poprawić mi humor?- zapytał.
- Nie, jestem bezduszną osobą. Oczywiście, że tak.- odpowiedziałam.
- Jutro wyjeżdżamy i mam zamiar dać mojej siostrze mały miecz. Masz ochotę ze mną iść?- zapytał.
- Znasz odpowiedź. Z wielką chęcią.- odpowiedziałam.
Rozmawialiśmy podczas dalszej drogi, gdy przechodziliśmy koło stajni zobaczyłąm Konora. Pomachałam mu i wraz z bękartem poszłam do komnaty. Jon życzył mi dobrych snów i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to przyjacielski gest, jednak zrobiło mi się ciepło na sercu. Wzięłam długą i gorącą kąpiel. Podobnie do Targaryenów ogień i gorąc nie robił mojemu rodowi krzywdy. Przebrałam się w nocną suknię. Trzy razy napiłam się letniego wina i raz sennego. Ta mieszanka pozwalała mi usnąć i nie mieć koszmarów. Położyłam się i po chwili zasnęłam. Obudziły mnie moje służące. W zwyczaju miałam sama się czesać, malować i ubierać, ale z wiekiem zaczynąłam się robić leniwa. Włosy spięły mi w warkocza, nałożyły delikatny make-up. Miałam do wyboru kilka sukni. Wybrałam całą białą z perełkami, dekoldem typu V-neck i futrem na rękawch oraz założyłam pierwsze lepsze pantofelki. Zjadłam śniadanie w komnacie, a potem poszłam się żegnać. Poszłam do sali, gdzie byli Lannisterowie.
- Miło mi cię było poznać królowo, wiele się od ciebie nauczyłam.- powiedziałam.
- Mam nadzieję, że szybko odwiedzisz korone.- rzekła.
- Też mam taką nadzieję.- skłamałam.
Z jej dziećmi pożegnałam się mniej formalnie. Lubiłam Tommena i Myrcelle, ale Joffa nie. Podeszłam potem do Tyriona.
- Nie pozbędziez się mnie szybko.- powiedziałam.
- Wiem i się cieszę.- rzekł.
- Do zobaczenia.- powiedziałam.
Potem odwiedziłam Sanse, Rickona, Theona, Królobójce, Robba, Króla i lorda Eddarda. Następnie poszłam do Brana. Uśmiechnęłam sie i powiedziałam, że Brandon zostanie kimś ważnym i wyjątkowym. Chciałam tym podnieść na duchu lady Stark.

Emma Amare #13

Po około godzinie dojechaliśmy do szpitala. Thor znalazł się w sali obserwacyjnej. Ja, Darcy, Eric i Jane poszliśmy do recepcji.
- To nie ja potrąciłam go samochodem.- powiedziała Lawis.
- Ale ty go sparaliżowałaś.- rzekła Foster.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wydawało mi się, że jestem w jakiejś telenoweli.
- Co z nim będzie?- zapytała Jane.
Zauważyłam, że As wpadł jej w oko. Miałam zamiar jej to powiedzieć, jednak usłyszeliśmy krzyki. Pobiegłam w stronę dźwięku i zauważyłam Thora, który uciekał od lekarzy. Doszłam tam i sprawiłam za pomocą mocy, że personel zapomniał co się stało. Wszystko szło dobrze, ale pojawił się strażnik z pistoletem. Złapałam go za rękę i sprawiłam że on również wszystko zapomniał.
- Nie ma za co.- powiedziałam do blondyna.
Zaprowadziłam go do moich przyjaciół. Po przebraniu się Thora pojechaliśmy do knajpy. Ja zamówiłam frytki i piwo. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Najlepszym momentem było gdy As zbił szklankę aby dostać jeszcze napoju.

GoT

Mam nadzieję, że podobał się wam nowy GoT. Przepraszam, że taki krótki ale nie miałam możliwości napisania więcej, a napisałam że wczoraj wstawie. Mam zamiar zrobić aktualizację tego posta, aby treść była dłuższa. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że nie jesteście na mnie żli.
Pozdrawiam.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Game of Thrones #5

- Co?- zapytał zdziwiony Ned.
- Byłam z Jonem w gaju, gdy usłyszałam wycie. Pobiegłam na miejsce, skąd dochodził dźwięk i znalazłam Brana.- odpowiedziałam.
- Nic mu nie jest?- zapytał lord, który koło mnie jechał.
- Nie jestem measterem, ale znam się bardzo dobrze na leczeniu. Według mnie młody Stark ma pięćdziesiąt procent szans na wyjście z tego. Wyczuwalny jest puls i oddech. Serce bije, a płuca pracują, to dobrze. Więcej wiary drogi lordzie Eddardzie.- odpowiedziałam.
- Dziękuje.- rzekł.
- Za co?- zapytałam.
- Za poinformowanie i bycie szczerym.- odpowiedział.
- Współczuję ci i dziękuję za miły czas w Winterfell.- rzekłam.
Reszte drogi pokonaliśmy w ciszy. Przytuliłam Sanse i Arie, gdy je spotkałam. Pocieszyłam Robba i starałam się rośmieszyć małego Rickona. Byłam zmęczona, więc postanowiłam wrócić do komnaty. Po drodze zobaczyłam Jona siedzącego na parapecie. Usiadłam obok niego.
- Głowa do góry, mój przyjacielu. Następny dzień będzie jeszcze lepszy.- powiedziałam słabym tonem.
- Cieszę się, że będziesz przy mnie.- rzekł.
- Ja też.- odpowiedziałam.

Info.

Dzisiaj GoT, a jutro Emma.
Pozdrawiam.

PS.
Jeśli ktoś potrzebuje okładki na wattpada albo coś w tym stylu to z chęcią mogę zrobić.

piątek, 19 sierpnia 2016

Game of Thrones #4

Wstałam wcześnie i wzięłam gorącą kąpiel. Włosy związałam w warkocz. Ubrałam się w czarną i prostą suknie oraz założyłam buty. Wyszłam z komnaty i udałam się na śniadanie. Wpadłam przez przypadek na Theona. Był on młodym, dumnym i pysznym chłopakiem. Jest wychowankiem, a raczej zakładnikiem lorda Eddarda. Jego ojcem jest Balon Greyjoy. Rozmawiałam z nim raz i zbytnio go nie polubiłam. Jedna walka ze mną by zmniejszyła jego olbrzymie ego.
- Witaj.- powiedziałam i wstałam.
- Miło cię widzieć śliczna lady.- rzekł.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Nie próbuj ze mną flirtować, gdyż mam dosyć amantów.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Zszokowanego zostawiłam go. Weszłam do sali i zajęłam miejsce koło Jona i Konora. Przed tym przywitałam się z Nedem, lady Catlyn, Królem i Królową, ich dziećmi oraz Krasnalem i Królobójcą.
- Dzisiaj jedziemy na polowanie. Twój ojciec mówił, że jesteś świetnym łowcą. Masz ochotę dołączyć do nas?- zapytał Robert.
- Mój ojciec przesadził, na pewno nie poluje od ciebie Królu. Nie mam jednak zbytnio ochoty oraz stroju, ale mój brat Konor może zająć moje miejsce. Nie dawno został pasowany na rycerz, niech pokaże na co go stać.- powiedziałam jak wypadało damie.   
- No cóż mówi się trudno. Jedziesz z ojcem do Królewskiej Przystani?- zapytał Król.
- Nie. Na początku pojadę na Mur, a z Nocnego Fortu popłynę do Pentos. Potem do Królewskiej Przystani.- odpowiedziałam.
- Do Pentos? Po co?- dopytywał.
- Mam tam znajomą.- odpowiedziałam krótko.
Później już nikt się nie odzywał. Wraz ze Snow wyszłam na zewnątrz. Polubiłam go. Dzisiaj miałam wyjechać i zostawić to piękne miasto i taką kochającą rodzinę. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się do bożego gaju i usiedliśmy pod drzewem sercem.
- Jak się czujesz przed wyjazdem?- zapytałam.
- Trochę się boję, stresuje ale z drugiej strony ciszę się.- odpowiedział.
- Wierzę, że zajdziesz tam daleko i może zostaniesz lordem Snow.- powiedziałam.
- A co jeśli to błąd?- zapytał.
- Twój wyjazd? No cóż nie powiem ci czy robisz słusznie czy nie. Na pewno znajdziesz przyjaciół, bo ciebie nie da się nie lubić. Pamiętaj, że każdy popełnia błędy.- odpowiedziałam.
- Tęsknisz za swoim królestwem?- zapytał.
- Jako władczyni powinnam odpowiedzieć tak, ale prawdą jest że nie. Zostawiłam tam tylko ubrania i moich towarzyszy broni. Nigdy Mystriell nie będzie cząstką mnie. Jestem wolnym duchem. Wiem iż będziesz tęsknić za ojcem, braćmi i siostrami, ale będziesz mógł ich odwiedzać.- odpowiedziałam.
- Jesteś wspaniała.- powiedział i mnie przytulił.
Odwzajemniłam uścisk. Miałam coś powiedzieć, ale usłyszałam wycie wilka. Wstałam i zaczęłam biec w kierunku dźwięku. Czułam, że stało się coś złego. Gdy byłam na miejscu zobaczyłam, że Bran leży na ziemi nie przytomny.
- Jon ja spróbuję go donieść do środka idź po meastera.- powiedziałam.
Wzięłam zdjęłam swój szal i okryłam nim chłopca. Brandon był lekki, więc go podniosłam bez przeszkód. Zaniosłam go do jego komnaty. Przykryłam go kocem z futra. Po chwili przyszedł Snow i Luwin. Zabrałam Jona z pokoju i poszłam z nim do mojej komnaty. Dałam mu herbatę.
- Bran to silny chłopak, wyjdzie z tego.- starałam się go pocieszyć.
- On spadł z wysoka, on umrze.- rzekł.
- Przestań mówić bzdury i się opanuj. Poproś wujka, aby przełożyć wyjazd. Twój brat potrzebuje ciebie i pozytywnych myśli. Uspokuj się. Jadę poinformować twojego ojca.- powiedziałam i go przytuliłam.
Musiało mu być ciężko. Wsiadłam na Zemstę i ruszyłam w kierunku kurhanów.  Szybko znalazłam mężczyzn. Nie słyszeli mnie, byli zbytnio skupieni na tym jak mój brat nie umie trafić królika z łuku. Pokręciłam głową i podjechalam do Theona. Walnęłam go w ramię, aby nie szydził z Konora. Wzięłam jego łuk i trafiłam tego parszywego królika.
- Na dzisiaj koniec śmiechu z mojego brata.- powiedziałam.
- Co tu robisz Ario?- zapytał mój ojciec.
- Bran spadł z wieży i stracił przytomność. Potrzebuje ojca, więc postanowiłam przekazać te wiadomość jak najszybciej.- odpowiedziałam.

czwartek, 18 sierpnia 2016

...

Hej mam jedną prośbę. Nie będę tym oryginalna, gdyż wiele blogerów o to prosi, a mianowicie komentarze. Wielką chęć do pisania dają wyświetlenia, a największą chęć dają komentarze, więc proszę piszcie co sądzicie.
Pozdrawiam. 🙄

Warrior #8

Jechaliśmy w szybkim tempie. Wszystko szło po mojej myśli, do momentu gdy nie natkneliśmy się na bandytów z bractwa Lorda Błyskawicy. Początkowo starałam się zachować spokój, ale gdy zaczęli mnie i mój ród obrażać, omało nie zeszłam z konia i ich nie zabiła.
- Raczycie powiedzieć, gdzie jest najbliższa karczma?- zapytałam, jak najbardziej uprzejmie.
- Jedź kobieto prosto.- odpowiedział, niski mężczyzna, który wyglądał jak wiking.
- Dziękuje.- zmusiłam się do powiedzenia tych słów.
Ruszyłam galopem i postarałam się ich zgubić, gdyby nas gonili. Nie dały mi spokoju myśli, które krążyły wokół Arrasa i ojca. Co jeśli nie przyjadą? Co jeśli to Martellówna uwięziła mojego brata? Ojciec umarł, gdy dowiedział się o tym co stało się z moim rodzeństwem? Z myśli wyrwał mnie głos Królobójcy. Odwróciłam lekko głowę w stronę Lannistera.
- Co się stało?- zapytałam.
- Jedziesz jak jakaś wariatka, już raz byśmy uderzyli w drzewo.- odpowiedział.
- Przepraszam, zamyśliłam się.- powiedziałam i skupiłam się na drodze.
- O czym tak rozmyślasz?- zapytał.
- O rodzinie, o ojcu czy jeszcze żyje, czy narzeczona mojego brata to dobra osoba i czy mój wilkor dotarł na czas do ojca.- powiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze.- rzekł.
- Czyżby ten Lannister miał serce?- zapytałam z nutką złośliwości.
- Jakbym był tak złą osobą to byś mi związała ręce.- rzekł.
- Nie ufam ci, jednak da się z tobą wytrzymać.- powiedziałam.
Do najbliższej kryjówki były daleko, a muszę odpocząć. Rozbiłam namiot, który dostałam od lady Catlyn. Zestrzeliłam z łuku królika, którego upiekłam nad ogniem. Cieszyłam się, że nie jestem damą, która ma jedynie wpojone maniery. Usiadłam na kamieniu i jak miałam w zwyczaju patrzyłam w niebo. Wpatrywał am oznak moich smoków. Nie miałam nic do Martellów. Czerwona Żmija to osoba, którą znam i szanuję. Trucizny to dobra broń, gdy przeciwnik nie gra czysto. Słyszałam kilka opowieści na temat Arianne i dlatego się martwię, jak siostra o brata. Arras zawsze stawał w mojej obronie i chciał wstąpić do mojej Gwardii.
- Dlaczego mi nie związałaś rąk?- zapytał znowu Jamie.
- Już ci mówiłam.- powiedziałam.
- Nie, to była nie satysfakcjonująca mnie odpowiedź.- rzekł.
- Po pierwsze się ciebie nie boję.- powiedziałam.
- A powinnaś.- rzekł i przystawił mi sztylet do gardła.
- Mógłbym cię zabić.- dodał.
Uśmiechnęłam się. Nadepnełam mu na nogę, uderzyłam łokciem w brzuch, złapałam za rękę z bronią, drugą dłonią przystawiłam mu nóż do gardła.
- Jesteś łatwy do zabicia bez miecza, a go strzegę bardzo dobrze. Beze mnie zginiesz. - powiedziałam.
- Jeszcze nie widziałem, aby ktoś tak walczył.- rzekł.
Miałam już powiedzieć ripostę, ale pojawiło się dwóch jeźdźców. Zeskoczyli z wierzchowców i ruszyli na mnie z bronią. Wzięłam miecz i zaczęłam walczyć. Parowałam ciosy. Mężczyzna kiepsko posługiwał się swoją bronią. Kopnęłam go i wbiłam miecz w serce. Jaime jakoś się bronił sztyletem, ale postanowiłam, że mu pomogę. Zaszła od tyłu napastnika i podcięłam mu szyję. Lannister miał tylko małą ranę na ramieniu.
- Naucz się walczyć sztyletem to przydatna umiejętność. Zajmę się raną.- powiedziałam.
Oczyściłam ranę, gdy zauważyłam że dziwnie pachnie. Zorientowałam się iż broń była posmarowana cholerną trucizną. 
- Bądź spokojny, muszę pozbyć się trucizny.- rzekłam.
- Co!!!- krzyknął.
Spojrzałam na niego poważnie. Normalnie umarł by, ale dzięki mocy cienia, uda mi się go uratować. Wyciągnęłam rękę i sprawiłam, że trucizną uchodziła. Z każdą minutą czułam się coraz słabej, gdyż magia czerpie energię. Straciłam przytomność, a ostatnia rzecz, którą pamiętam to, to że Jaime mnie złapał, dzięki czemu nie upadłam na ziemię.