wtorek, 26 lipca 2016

Detective #1

Nazywam się Isabella Stark, ale większość osób które znam mówi na mnie Izz, Izy albo Bella. Jestem wysoka i chuda. Mam oliwkową karnację, duże zielono-brązowe oczy, pełne usta, brązowe, długie włosy ( wyglądasz jak na zdjęciu poniżej ). Kontakty z ojcem są fatalne, wręcz tragiczne, jednak mam swoje powody:  zapomina on o moich urodzinach, zerwał zaręczyny z moją mamą, gdy dowiedział się iż ma raka, nigdy mi nie pomógł jeśli go prosiłam, po śmierci Aline ( imie mojej matki ) co tydzień miał nową dziewczyne, zawsze mówił, że powinnam być tak samo mądra jak on ( tak na prawdę jestem od niego bardziej inteligentna, jednak mu tego nie pokazuje ), więcej czasu poświęcał swoim stroją Iron Mana i Avengers niż mnie, nie przyszedł na otwarcie mojego biura detektywistycznego. Skończyłam prawo i biotechnologie, jednak jestem dobrym hakerem. Mam 25 lat i obecnie pracuje jako detektyw. Na początku myślałam, że to będzie klapa, ale zarabiam bardzo dużo, gdyż jestem świetna w tym co robie. Raz w miesiącu ide się pościgać na motorach albo samochodowo. Lubię łamać prawo i robię to często ( nie jestem jakimś złoczyńcą ). W wolnych chwilach jestm łowcą nagród, jeśli FBI, Intrpol czy policja oferują za złapanie kogoś kase to wkraczam do akcji .
Zmęczona po wczorajszym dniu wstałam o dziesiątej. Ubrałam się w czarną bokserkę, czarne jeansy oraz założyłam rękawiczki z odkrytymi palcami, ciemną bluze, ramoneske i conversy. Usta pomalowałam czerwoną szminką, a powieki czarnym cieniem. Za bluzkę włożyłam pistolet oraz identyfikator, który posiadają detektywi. Wypiłam sok pamarańczowy i zjadłam wczorajszą pizze z kebabem. Wsypałam karmę kotu i wyszłam. Po drodze postanowiłam wpaść do Caroline, mojej wspólniczki, która miała obserwować pana Robbsa. Zadzwoniłam do niej i umówiłam się w knajpie.
- Hej Carl.- przywitałam się.
- Hej Izz.- powiedziała.
- Mów co masz na tego zgreda.- rzekłam.
- No tak zdradza swoją żonę ze swoją sekretarką, ale nie jest mordercą.- powiedziała.
- Ja w to nie wierze. Facet pasuej mi do tego psychola w stu procentach. Powiedz bałaś się go śledzić sama, gdy było już ciemno i mało ludzi ?- zapytałam.
- Tak, zanasz mnie.- rzekła.
- No dobra, to ja idę do biura i wszystko sobie przeanalizuje.- powiedziałam.
- Bella słyszałas o twoim ojcu.- rzekła.
- Niech zgadnę znowu wraz ze swoimi przyjaciółmi zabił ludzi zamiast ich uratować jak w Sokovi albo zerwała z nim Potts albo ma nowe dziecko.- powiedziałam.
- To nie to. Avengers są teraz na czarnej liście i prezydent powiedział, że to złoczyńcy. Teraz wszyscy ich szukają.- rzekła.
- Car masz mnie za debilke ?- zapytałam.
- Nie to prawda.- odpowiedziała.
- Pa, pa.- pożegnałam się i poszłam do biura.
Zamyślona wpadłam na jakiegoś człowieka. Wstałam i zobaczyłam mężczyzne około 27 lat, o ciemnych włosach i lekkim zroście. Skądś go pamiętałam.
- Sorry ale mógłbyś patrzeć jak chodzisz.- powiedziałam.
- To ty na mnie wpadłaś i wylałaś mi kawę.- rzekł.
- Zrobie ci kawę w ramach przeprosin.- powiedziałam.
,, A raczej dowiem się kim jesteś i co zrobiłeś ''- pomyślałam.
- Z wielką chęcią. A tak wogóle jestem Thomas Green.- rzekł.
Koleś jesteś kiepskim zbiegiem, czy kim tam jesteś. Serio Green !?! A ja jestem Kapitan Ameryka.
- Miło cię poznać. Jestem Jessica Johnson.- skłamałam.
- Masz siostrę ?- zapytał.
Czyli chłopak zna, kogoś o tym nazwisku. Pora rzucić haczyk.
- Może tak może nie, powiem ci jak będziemy w moim biurze.- powiedziałam i weszłam do budowli.
Zrobiłam kawe sobie i jemu. Usiedliśmy w kuchni, która była mała ale dla mnie i Cat wystarczała.
- Jak się nazywa moja siostra ?- zapytałam.
- Daisy, średniego wzrostu, brązowe włosy, ładna.- odpowiedział.
- Nie, nie znam jej.- rzekłam.
Wzięłam telefon i we wszystkich bazach, zaczęłam szukać Daisy Johnson. Kobieta okazała się byłą agentką T.A.R.C.Z.Y, a mężczyzna siedzący kołomnie pionkiem Hydry- Grantem Wardem.
- Co dzisiaj robisz ?- zapytał.
- Coś co nie powinno ciebie interesować.- odpowiedziałam.
- Co sądzisz o naszych Avengers, którzy są teraz źli ?- zapytał.
Biedak, myśli że on mnie przesłuchuje, a prawda będzie dla niego bolesna.
- Nigdy ich nie lubiłam, a najbardziej Iron Mana. Wybacz moja przyjaciółka się spóźnia, muszę do niej zadzwonić.- powiedziałam i poszłam na zaplecze.
Wysłałam wszystkim jednostką informacje, że jest u mnie Ward i wróciłam. Usiadłam na przeciwko niego.
- Zdradzić ci coś.- rzekłam.
- Tak.- odpowiedział.
- Nazywam się Isabelle Stark.- powiedziałam.
- Ale mówiłaś, że Johanson.- rzekł.
- Mówie co chce Ward.- powiedziałam i założyłam mu kajdanki.
Po chwili przyjechał oddział federalnych i go zabrali.
- Dobra robota panno Stark. Co chcesz w zamian ?- zapytał Rosse.
Ja i generał Ross bardzo dobrze się znamy. Często w prezencie daje mu opryszków. Thuderbolt myśli, że wie kiedy kłamie i umie przewidzieć mój ruch, ale ja pokazał mu tylko fałszywą część siebie i dlatego nie jest dla mnie zagrożeniem.
- To drobnostka. Chce mieć zmienione nazwisko na Jones, dostawać informacje o seryinych mordercach, zbiegach itp.- odpowiedziałam.
- Zgoda, będziesz moim agentem w terenie.- rzekł.
- Moge cie tylko Ross informować i dawać informacje ale nie będe twoją agentką.- powiedziałam.
- Dobra może być Isabello Jones.- rzekł.
- Ciesze się, że się dogadaliśmy.- powiedziałam.
- Na rogu Lithera i Retera było kolejne morderstwo.- rzekł.
- Zbadam to i do widzenia.- powiedziałam.


Wyszłam z biura i wsiadłam do metra. Akurat udało mi się znaleźć miejsce siedzące. Ross powiedział mi o tym morderstwie, ponieważ dotyczy ono jednego z moich śledztw. Ludzie, których znajdujemy nie łączy chyba nic. Raz była to kelnerka, potem bankier, uczeń liceum. Pan Robbs był przyjacielem ofiary, jednak moim zdaniem ktoś go wrabia, a ja się sama nie chce przyjąć do wiadomość, że znałam morderce. Nie moge również podzielić się tą wiedzą z Car, gdyż nie jest ona przeznaczona dla niej, ani kogokolwiek. Zaczęłam się przyglądać dziecią, które się spierałay, gdy w usłyszałam znajomy głos.
Isabelle, Isabelle, Isabelle wołał coraz głośniej. Zdenerwowałam się i uderzyłam ręką o szybe. Wszyscey spojrzeli się na mnie jak na jakąś wariatkę, psycholkę, która jest chora. ,, On powrócił, ale to niemożliwe ja go zabiłam. Dobra ogarnij się Izz albo na serio trafisz do wariatkowa ''- pomyślałam. Zawstydzona wyszłam na kolejnym przystanku i reszte drogi doszłam na pieszo.

Na miejscu zbrodni pojawiła się już policja, jednak była tylko chwile dzięki czemu mogłabym dokładniej zobaczyć zwłoki. Kobieta była koło czterdziestki, miała brązowe włosy, zielone oczy. Pracowała jako asystentka w Stark Tower. Ciało było blade, co świadczyło, że już dawno ją ktoś zabił. Założyłam białe rękawiczki, okazałam dokument i podeszłąm do kobiety. Wyglądała na przestraszoną. Miała zdarte kolano, palce okazały się czarne, a włosy w ciągu kilku sekund stawały się coraz bardziej białe. Na szyi miała ślady o duszeniu. Podeszłam do policjantów, aby dowiedzieć się czegoś od policjantów.

- Witam panowie Isabelle Jones albo Stark jak kto woli.- rzekłam.
- Najsławniejsza detektyw w Kaliforni a może w USA.- powiedział staruszek z dużym brzuchem.
- Kto was zawiadomił o zwłokach ?- zpytałam.
- Zawiadomił nas mężczyzna, miał więcej niż dwadzieścia lat.- odpowiedział.
- Była powiązana z jakąś ofiarą ?- zapytałam.
- Wszyscy mieli kogoś bliskiego w Stark Tower albo tam pracowali.- odpowiedział.
- A co wiemy o morderstwie ?- dopytywałam.
- Ktoś ją gonił, kobieta się przewróciła i udusili ją.- rzekł.
- A tamte ?- zapytałam.
- Nie było żadnych śladów, prawdopodobnie zmarli na atak serca.- odpowiedział.
- Skąd wiemy, że to ten sam zabójca ?- dopytywałam.
- Zawsze znajdujemy czarne róże.- odpowiedział.
- Najgorsza sprawa ever.- rzekłam.
Chwile jeszcze trochę porozmawialiśmy i wróciłam do biura. Dodałam kolejne informacje do mapy myśli. ,, Stark Industries, czarne paznokcie, róże, kolor włosów, oczu i sposób morderstwa. ''- pomyślałam. On musiał mieszać jej w głowie, ofiara uciekła, jednak się przewróciła, musiał ją uciszyć, więc wykończył bidulkę. Gdzie go znajdę i zakończe to szaleństwo ? Tam gdzie to wszystko się skończyło, w opustoszałym szpitalu. Zamówiłam taxówkę i pojechałam do niego, a mianowicie Taylora Lotera. Tak na prawde to ja płace za grzechy mojego ojca. Jan Loter był przyjacielem mojego ojca razem pracowali, a ja i Ty byliśmy parą. Tony kiedy się upił zepsuł generator, a Janek zaczoł testować urządzenie i zginął. Mój ojciec i policja zapisali, że to był wypadek i powiedzieli to samo mojej drugiej połówce. Gdy Ty dowiedział się prawdy podał się zabiegowi Hydry i posiadł moc mieszania ludziom w mózgu. Aby uchronić mojego głupiego ojca spotkałam się z nim. Jako jedyna umiałam nie umrzeć od jego wizij. Gdy chciał mnie pocałować wyjęłam pistolet i go postrzeliłam trzy razy w serce i uciekłam. Nigdy nie powiedziałam tego ojcu. Po tym incydenci załamałam się psychicznie ale jakimś cudem udało mi się z tego wylizać ale nigdy już się nie uśmiechałam i nie miałam chłopaka. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu. Kopniakiem zniszczyłam starą kłódke i weszłam do środka. Wymacałam włącznik i włączyłam światło. Zaczęłam iść przed siebie. Lampy zaczęły się zapalać i gasnąć, potem zrobiło się fioletowo i zauważyłam cień mężczyzny. Podbiegłam do niego, a on zmienił się w Car, która postrzeliła się w szyję, następnie widziałam wszystkich złoczyńców, których złapałam. Oni wszyscy rzucili we mnie nożami. Nie przejełam się tym, gdyż pamiętałam że to nie dzieje się na prawdę.
- Isabelle, Isabelle, Isabell.- usłyszałam znowu głos w głowie.
- Nie graj ze mną tylko wyjdź z cienia !!!- krzyknęłam.
- O córka miliardera się zdenerwowała.- rzekł i przystawił mi nóż.
- Czy ty masz mnie za wariatke ?- zapytałam i wbiłam sobie broń w brzuch.
Po chwili świat nabrał naturalnych kolorów, a przede mną pojawił się Ty.
- Dawno się Bello nie widzieliśmy.- powiedział.
- Czego chcesz ?- zapytałam.
- Zobaczyć twoją twarz kochana.- odpowiedział.
- Nie mów tak do mnie.- rzekłam.
- Nic do mnie nie czujesz ? Ja nadal cię kocham.- powiedziałam.
- Nic, a nic.- rzekłam.
- Szkoda Izzy teraz musisz umrzeć.- powiedział i pstryknął palacami.
Ty się rozpłynął, a za to pojawiła się trójka mężczyzn, bardzo
ale to bardzo umięśnionych.
- Hej koledzy co tam u was ?- zapytałam.
- Mała, a jaka pyskata.- odpowiedział jeden z nich.
- Jeśli wiem, że mam broń.- rzekłam i zorientowałam się że mój pistolet zniknął.
Cicho pod nosem powiedziałam kilka przekleństw.
- Dobra fajnie było ale musze się zmywać.- rzekłam i zaczęłam biec na dach.
Myślałam, że uda mi się uciec szybem wentylacyjnym, ale oczywiście dzięki mojemu pechowi nie dałam rady go zniszczyć. Mężczyźni mnie dogonili i rzucili. Początkowo unikałam ciosów, potem złapałam jednego za ręke i mu ją wykręciłam. Z całej siły uderzyłam go w głowe. Następnie kolejnego kopnęłam w czułe miejsce i brzuch. Kolejno podcięłam innemu gorylowi nogi, walnęłam go w klatke piersiową i twarz. Myślałam, że to koniec ale faceci wstali. ,, A niech to szlag ''- pomyślałam. Złamałam nos jednemu z nich, a następnemu kolano, jednak łysy wbił mi nóż w noge. Nie miałam szans wygrać z nimi bez broni. Oni mieli jeszcze pistolety, kastety, sztylety i sai.
- To ja spadam, miło było.- powiedziałam i skoczyłam z dachu.
Wylądowałam na koszach ze śmieciami.Zaczęłam biec przed siebie, gdy byłam już w miejscu pełnych ludzi założyłam kaptur i wmieszałam się w tłum. Nie mogłam przestać myśleć o Car, której coś się stało, więc do niej zadzwoniłam biliard razy ale ona ani razu nie odebrała. Nagrałam się jej na poczte głosową. W biurze wysłałam do Rossa dane o seryjneym zabójcy, zjadłam chińszczyznę i wypiłam kawę. Caroline nadal nie oddzwoniła. Zaczęłam się jeszcze bardziej o nią martwić. Około godziny dwudziestej wyszłam z biura i wsiadłam w autobus, którym chciałam dojechać pod dom mojej przyjaciółki. Usiadłam z tyłu, gdzi było mało ludzi. Nagle zaczęło światło migać. 
- Isabelle, Isabelle, Isabelle.- usłyszałam wołanie.
Wiedziałam, że jak się skupie stworze tarcze, bariere w mózgu i Ty nie będzie miał możliwości do niego wejść.
- Bello czemu nie używasz mocy, jesteś wyjątkowa.- były to ostatnie słowa Taylora.
,, Udało się ! ''- pomyślałam i się uśmiechnęłam. Wysiadłam z pojazdu i weszłam do domu Car. Zauważyłam cień mężczyzny, wyjęłam broń, ale ręce zaczęły mi się trzęść a pistolet się zapsuł. W kuchni zobaczyłam dziewczyne leżącą w kałuży krwi, miała rane na szyi. Koło niej był list na którym było napisane:
Róże są czarne, a twe moce piękne. O to mój prezent dla mej ukochanej.
Schowałam kartkę do kieszeni i postanowiłam coś zrobić.
Zaczęłam tamować krwotok, a potem wezwałam policje.
Zaczęłam tamować krwawienie, a potem wezwałam pogotowie. Pogotowie powiedziało mi, że stan Caroline jest krytyczny i jest mała nadzieja, że uda jej się przeżyć. Zapłakana wróciłam do domu podczas deszczu. Cały ten dzień był najgorszym w moim życiu. Zmoknięta jak kura weszłam do mieszkania. Prędko zorientowałam się, że ktoś tutaj był, gdyż karam dla kota nie leżała na swoim miejscu tak samo jak wazon. Wyjęłam pistolet i go odbezpieczyłam. Usłyszałam czyjeś kroki. Zwinnie zapaliłam światło i wycelowałam w przeciwnika, którym okazał się mój ojciec. Nie był on sam, wraz z nim był Steve Rogers, Natasha Romanoff, Clint Barton, Wanda Maximoff, Sam Wilson i ... Zimowy Żołnierz.
- Wynocha !!!- krzyknęłam.
- Tak witasz tate.- rzekł Tony.
- Masz pięć sekund na wyjść z tego domu albo zadzwonie do generała Rossa.- powiedziałam.
- Co ci się stało w nogę ?- zapytał.
- Nie twoja sprawa.- odpowiedziałam.
Nagle ktoś zadzwonił dzwonkiem, kazałam się wszystkim schować. Moim gościem okazał się mój przyjaciel o którym wcześniej wspomniałam.
- Witam generale.- rzekłam.
- Chciałbym porozmawiać o tym seryjnym mordercy.- powiedział.
- Spoko jak go znajde to go zabije raz na zawsze.- rzekłam.
- Chodzi o to, że będzie pani odstawiona na bok.- powiedział.
- Co !!!- krzyknęłam.
- On jest bardzo niebezpieczny, umie zabić przez strach.- rzekł.
- Dla twojej wiadomości Ross, dzisiaj się z nim spotkałam i żyję. A gdyby nie te goryle to bym go dorwała.- powiedziałam.
- Caroline jest w stanie krytycznym, wiesz że tego nie przeżyje i martwie się, że podejdziesz do tego jak do zemsty.- rzekł.
- A może mam mu dać żyć ? Tan palant chce tego abyście się nim zajeli, bo was zabije, a ja umiem wygrać z nim w jego grze.- powiedziałam.
- Tak, ale teraz skończyło się to raną w nodze, a walka z nim czym się skończy ?- zapytał.
- Wynocha, albo w wojsku będzie jednego generała mniej.- powiedziałam.
Mężczyzna wyszedł zły z domu, a po chwili pojawili się Avengers.
- O co chodzi ?- zapytał ojciec.
- O seryjnego morderce z którym zaraz skończe.- powiedziałam, wzięłam pistolet i wybiegłam z domu.
Słyszalam za sobą głos Tony'ego i innych, ale jedyne co mną kierowało to chęć zakończenia tej sprawy. Biegłam sama nie wiem, gdzie gdy poczułam straszny ból w nodze. Zapomniałam o ranie, która strasznie krwawiła. Musiałam wrócić do domu inaczej nie wymierze sprawiedliwości. Powiedziałam kilka przekleńst i zawróciłam do mieszkania. 
- Ładnie to tak uciekać ?- zapytał Tony.
- Czy ty debilu wiesz może gdzie pracuje ?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Oczywiście jesteś informatykiem.- rzekł.
- Jesteś pijany ? Jestem najlepszym detektywem w Kaliforni, wsadziłam do więzienia już pełno złoczyńców, uratowałam tysiące ludzi, zabiłam wrogów tego kraju, ale wiesz że nigdy nie zginął podczas mojej misij ani jeden cywil.- odpowiedziałam.
- Ty walczysz, chyba jak moja babci.- rzekł Hawkeye.
- O łucznik się odezwał jeśli chcecie wiedzieć tu ludzie was nie lubią tutaj.- powiedziałam.

- Raczej nie po tobie Stark charakteru..- rzekła Wdowa.

Na szczęście uratował ich dzwonek, gdyż miałam już tysiąc odzywek. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. W drzwiach stał mój przyjaciel James, często pomagał mi i jest dla mnie jak starszy brat chociaż ma tyle lat co ja.

- Hejka Jam.- przywitałam się.

- Przykro mi księzniczko.- rzekł i mnie przytulił.

Odwzajemniłam przytulas, James był bratem Caroline więc musiał się dowiedzieć co się stało.

- Dorwiemy go.- powiedziałam.

- Nie musisz nic udowadniać Ross da sobie rade.- rzekłam.

- Wątpisz w moje umiejętności ?- zapytałam.

- Oczywiście, to oni się powinni ciebie bać, a najbardziej federalni ostatnio nieźle im skopałaś dupska.- odpowiedział.

- Dobra znamy się nie od dziś, wiesz że jestem twardą osobą więc po co tu przyszedłeś.- rzekłam.

- Wiem gdzie znajdziemy Taylora.- powiedział.

- Daj mi minute, wezme zapas broni i zabandażuje noge.- rzekłam.

- Ale wiesz że z tobą nie wejdę tam.- powiedział.

- A jakby inaczje, mógłby cię zabić, a ja pobawie sie w jego grę i dostarcze go naszemu ukochanemu Rossowi.- rzekłam.

- Mam pytanie, jak robisz to że nie umie papra ci w mózgu ?- zapytał.

- Jestem niezniszczalna, nieugięta i wyjątkowa.- odpowiedziałam i pobiegłam do toalety.

Wzięłam oczyściłam rane i zabandażowałam rane, potem wzięłam pistolety, katany, sai i noże. 


2 komentarze: