niedziela, 4 września 2016

(Nie)Zwykła #6

Mała uwaga, zmieniłam narrację, ale mam nadzieję, że się wam nadal będzie podobać.

Wstałam o godzinie ósmej. Nie miałam aktualnie ani wywiadów ani misij, więc mogłam sobie pozwolić na taką przyjemność jak dłuższe spanie o godzinkę. Byłam rannym ptaszkiem, ale jak każdy czasem potrzebuję więcej snu. Włosy spięłam w kitkę. Zrobiłam lekki make-up. Ubrałam się w luźną, białą bluzkę, czarny sportowy biustonosz, legginsy oraz założyłam trampki. Zeszłam na dół, gdzie spotkałam Natashę i Bannera. Wydawało mi się, że ze sobą flirtują. Zrobiłam sobie kawę i do nich podeszłam.
- Cześć.- powiedziałam.
- Hej.- odpowiedzieli.
Bruce był bardzo speszony i szybko udał się do laboratorium. Uśmiechnęłam się.
- Wy razem?- zapytałam.
- Niestety nie.- odpowiedziała.
Mój kontakt z Tashą był bardzo dobry, bo byłyśmy jedynymi dziewczynami w teamie. Chwilę porozmawiałyśmy o babskich sprawach, kiedy przeszło na Avengers.
- Moim zdaniem nie potrzebujesz już treningów. Wogóle nie potrzebowałaś.- rzekła.
- Jeszcze jeden mi nie zaszkodzi, a po drugie treningi czynią z nas mistrzów.- powiedziałam.
- Ciekawe co będziemy robić przez ten wolny czas.- rzekła.
- Możemy korzystać z życia.- powiedziałam, uśmiechając się.
- Czyli?- zapytała.
- Ja jadę na miasto, wybierasz się ze mną?- zapytałam.
- Czemu nie.- odpowiedziała, a mój telefon zadzwonił.
Natt wzięła na głośnik.
- Czy dodzwoniłam się do Alison May?- zapytała jakaś kobieta.
- Kto mówi?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Agentka Jemma Simmons z T.A.R.C.Z.Y.- rzekła.
- Jesteś wraz z moją matką w zespole, czego chcesz?- zapytałam.
- Ją i resztę porwała Hydra, są w siedzibie Cyberteku. Pomyślałam, że może chcesz o tym wiedzieć.- powiedziała, a ja się rozłączyłam.
- Przepraszam Tasha, ale muszę coś załatwić.- powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Co z tego, że Melinda mnie tylko krytykował i była w stosunku  do mnie wredna, to nadal moja matka. Założyłam swój strój, a dokładniej kostium ( podobny do tego co miała Daisy w 3 sezonie ), rękawiczki oraz buty na koturnie. Wzięłam broń i niezauważona wyszłam z siedziby Avengers. Wiedziałam, gdzie mam jechać bo Cybertek bardzo rzuca się w oczy. Zaparkowałam niedaleko. Działałam tak samo jak Stark impulsywnie, bez planu. Odbezpieczyłam broń. Poszłam na tyły, wzięłam rozbieg i przeskoczyłam przez metalowy płot. Wylądowałam robiąc fikołka. Podeszłam do ochroniarza i uderzyłam go tak w głowę, że nie wstał. Zabrałam jego kartę m. Otworzyłam sobie nią drzwi. Zaczaiłam się na pierwszego naukowca i przystawiłam mu nóż do gardła.
- Gadaj gdzie są agenci T.A.R.C.Z.Y.- powiedziałam.
On mi wszystko ładnie wyśpiewał. Naukowcy bardziej się bali niż zwykli szturmowcy. Uderzyłam go w głowę tak, że również stracił przytomność. Zejście do pokoju gdzie ich przetrzymują zajęło mi pięć minut. Byłam akurat na czas.  Jakiś gorylek obijał dziewczynę w moim w wieku, o krótkich włosach z grzywką a koło niej była moja matka. Zapewne ta słynna grupa.
- Ej może byś walczył z kimś kto nie ma związanych rąk!!!- krzyknęłam.
Dwóch goryli to mała ochrona, łatwo uciec. Pierwszy z nich rzucił się na mnie. Zrobiłam unik, złapałam go za rękę i ją wykręciłam potem uderzyłam nogą w głowę. Poraziłam go icerem jak i drugiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz