sobota, 10 września 2016

She Wolf #4

Czym sobie zasłużyłam na taki los? Co tak bardzo przeszkadza Robertowi w sporze między Lannisterami z Casterly Rock, a Starkami z Winterfell? Drapieżniki zawsze walczą o przetrwanie, a jelenie to ich pokarm, drogi Baratheonie. Gdy tylko wstałam spotkałam Jaime. Widocznie wziął sobie przestrogi Króla, które mówił mu całą drogę powrotną, do serca. Po chwili zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Miał jakiś powód do śmiechu? Nie lubiłam tajemnic, a to mi ją pachniało. Nie to nie była tajemnica, a raczej sekret. Nie obchodziło mnie to wogóle, więc posłałam mu chłodne spojrzenie na powitanie. Mam starać się być miła, jednak to niewykonalne. Ruszyłam przed siebie. Pragnęłam spokoju i samotności. Chciałam usiąść pod drzewem sercem, oczyścić umysł, a potem spędzić czas z Jonem, Robbem i Branem. Do momentu ruszenia w dalszą drogę nie mogę ruszyć się bez Jaime. Nagle poczułam rękę na moim ramieniu. Przeszły mnie ciarki na samą myśl jaki osobnik miał czelność to zrobić. Walnęłam go w klatkę piersiową, jednak go to nie zabolało bo miał na sobie złotą, nie pozłacaną zbroję, niestety moja ręką bolała mnie strasznie. On się uśmiechnął zadziornie. Czyli ujawnił swoją prawdziwą naturę. Kusiło mnie aby przywalić mu w te piękne ząbki.
- Może pocałować cię w rączkę pani?- zapytał, śmiejąc się.
- Tak ci się podobam Lannister?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie drwiąco.
- To nie mnie się dziewczyny podobają, a ja im.- rzekł uśmiechając się.
- To widzisz mi się nie podobasz.- powiedziałam.
- Każda ulegnie moim wdziękom.- rzekł.
- Ja jestem wyjątkowa w takim razie.- powiedziałam.
- Bo ci uwierzę.- rzekł.
- Ohhh mam ci dość.- powiedziałam.
- Narazie działam na twoje na nerwy, a potem na serce.- rzekł.
Podeszłam do niego. Spojrzałam mu w oczy, były przepiękne, uspokajające z figlarną nutką.
- Śnij dalej.- powiedziałam i walnęłam go w twarz, tak że został czerwony ślad.
Mężczyzna uśmiechnął się. Jak pragnęłam sprawić, aby ta mina znikła mu z tej ślicznej twarzyczki. Zapewne doszło by do większych rękoczynów, gdyby nie measter.
- Czego?- zapytałam, wściekła.
- Lady się tak nie wypowiada.- szepnął Jaime.
- Lis pani.- rzekł measter i wręczył mi pismo.
Było w nim napisane to co poprzednio. Zacisnęłam pięści i uderzyłam nią w metal. Pisnęłam z bólu. Lannister podszedł do mnie.
- Drugi raz w ciągu dnia uderzyłaś w coś ręką i omal jej nie złamałaś.- rzekł.
Nie przejęłam się jego komentarzem i ruszyłam po ogień. Dotknęłam go przez przypadek, ale jakimś cudem się nie popażyłam albo byłam umknęło mi to. Spaliłam list. Były to czcze groźby i mój ojciec nie mógł się o nich dowiedzieć. Wybiegłam z namiotu i zaczęłam biec przed siebie. Potrzebowałam samotności tak jak powietrza. Znalazłam się na polanie i zobaczyłam Joffreya mierzącego mieczem w Arye. Złość we mnie kipiała. Już chciałam ździelić go w głowę i wrzucić do wody, ale ser Jaime mnie złapał za ręce i uniemożliwił ruch. Był silny, a ja bez zbroi słabsza. Starałam się wyswobodzić, ale po chwili przestałam. Odgarnął włosy z mojego czoła i założył je za ucho, do którego szepnął.
Oj kochana nie chcesz kłopotów.

Autorka
Opublikowałam to dawno na blogu, ale okazało się, że jakimś cudem tego nie ma, więc wstawiam jeszcze raz. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz