piątek, 26 sierpnia 2016

Bohaterka? #1

- Jasmine uważaj z tym!!!- krzyczał Leo mój współpracownik i przyjaciel.
- Czy ja wyglądam jak Kung fu panda? Umiem przenieść fiolkę Shifu.- odpowiedziałam.
- Jak tam postępy w XCO?- zapytał mój pomocnik Tom.
- Chyba nie jesteś ślepy, już kończę.- odpowiedziałam.
- Lara możesz podać mi laptopa.- poprosiłam po hiszpańsku.
Pracowałam w Argentynie, a nasz zespół składał się z ludzi z różnych stron świata. Większość mówiła po angielsku, hiszpańsku albo niemiecku. Znałam wszystkie te języki. Sama pochodziłam z Japonii. Nie miałam typowej urody. Moja mama była Filipinką, a ojciec Irlandczykiem pochodzenia szkockiego. Moją skóra jest bardzo opalona, włosy długie, ciemne z ombre, a oczy niebieskie jak ocean (wyglądasz jak na zdjęciu poniżej).
Nazywam się Jasmine Smith, mam 24 lata. Należę do projektu TheSmartestYounger i jestem głównym koordynatorem. Członkami tego zespołu jest najmądrzejsza młodzież na świecie. Wszyscy mamy fioła na punkcie nauk ścisłych. Wpisałam kilka poleceń na laptopie i zgasiłam światło. Po chwili pojawił się trójwymiarowy obraz nowego rodzaju rakiety kosmicznej. Miała ona pozwolić lecieć dalej niż zwykła.
- Łał.- wyszeptał Leo.
- Nie łałuj mi tu.- rzekłam.
- To co powiecie na drinka?- zapytał Tom.
- Wy sobie idźcie i się upijcie, ja wolę namówić szefa na lot próbny. Jesteście tacy dziecinni.- odpowiedziałam.
- Odezwała się panna perfekcyjna. Zapomniałaś jak się ostatnio upiłaś?- zapytał Chris, mój ,,przyjaciel".
- Tak, a ty chciałeś mnie pocałować, a ja złamałam ci nos. Pamiętam to. Nadal śnię ci się po nocach?- odpowiedziałam, uśmiechając się.
Chłopak zrobił się czerwony jak burak i wyszedł z pomieszczenia. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- OMG!!! Tony Stark ma przyjechać zobaczyć nasz projekt.- powiedziała Lara.
Nie wiem czym ona się tak podnieca. Ja nawet nie wiem kto to. Miliarderzy i bohaterowie to coś co mnie nie obchodzi. Matka wysłała mnie do Sokovii na wakacje i prawie zginęłam. Uratował mnie taki szybki gościu, ale on już nie żyje.
- Kto to?- zapytałam.
- Miliarder, playboy, filantrop i geniusz.- odpowiedziała.
Nie słuchałam już po słowie playboy. Jak ja nienawidzę takich pacanów. W moim słowniku nie było słowa miłość, związek, chłopak i randka.
- Wolę Dartha Vadera albo Kylo Rena.- powiedziałam.
- Śmieszne Jess. Co myślisz o Kapitanie Ameryce?- zapytała.
Nie wiem kto to jest. Musiałam jej coś odpowiedzieć, aby dała mi święty spokój.
- Że przegrałby walkę z tobą i twoją jadaczką.- odpowiedziałam i wyszłam z pokoju.
Musiałam znaleźć pana Ritgsa, aby go przekonać by pozwolił mi lecieć lotem próbnym. Na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech numer 24. Zapukałam delikatnie. Nikt mi nie odpowiedział, ale słyszałam rozmowy. Przekręciłam oczami i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, a mój szef odstawił telefon.
- Po co tu przyszłaś Smith?- zapytał.
- Chciałam prosić o zgodę na lot próbny.- odpowiedziałam.
- Doświadczeni astronauci polecą aż do mezosfery.- rzekł.
- Bardzo pana proszę. Ciężko pracowałam.- powiedziałam.
- Nie! Idź już stąd.- rzekł.
Podeszłam do drzwi i zamknęłam je z impetem. Uderzyłam dłońmi o biurko szefa.
- Słuchaj Nathan teraz uważnie. Moja rodzina włożyła w ten projekt sporo kasy, więc jeśli nie chcesz aby ci je odebrała to zmienisz decyzję.- powiedziałam.
- Nie zrobisz tego.- rzekł.
- Przez pół roku pilnowałam i nadzorowałam, budowałam i robiłam mini testy, zostawałam tu po nocach, ciężko pracowałam. Należy mi się choć tyle. Jeśli nie wierzysz w moje słowa to mnie wypróbuj.- powiedziałam i wyjęłam telefon.
- Zgoda, ale jeśli nie pojawisz się tutaj o szóstej to nie lecisz.- rzekł.
- Mi pasuje. Miłego dnia życzę.- powiedziałam i udałam się do swojego domu.
Wyczerpana rzuciłam się na łóżko. Zrobiłam sobie kawę i zaczęłam oglądać telewizję. W moim mieszkaniu panował bałagan. Na sofie miałam ubrania, pod krzesłem pizze, książki walały się wszędzie. Nie chciało mi się sprzątać. Wyłączyłam TV i poszłam do toalety. Nie spałam już dawno, jeśli już to była to czterogodzinna drzemka. Poprawiłam make-up tak by nie było widać worów pod oczami. Wyszłam potem na dach. Usiadłam na krawędzi. Ludzie wydawali się stąd tacy mali. Bardzo chciałabym pojechać do Nowego Jorku, ale podobno jest tam strasznie niebezpiecznie. Nie należę do osób co umieją walczyć, strzelać. Potrafiłam za to szybko biegać, czego nauczyłam się w tej pracy. Mama kazała mi chodzić na gimnastykę, więc możliwe że coś pamiętam. Niestety musiałam już wracać. Położyłam się spać. Śniło mi się, że chodzę po łące. W oddali widziałam jakąś postać, chyba mężczyzna ubranego w złoto-zielone szaty. Po chwili obraz zniknął i widziałam Ziemię jakby po apokalipsie. Widziałam kilka martwych ciał, a mianowicie rudowłosą dziewczynę, długowłosego blondyna z młotem w ręku, faceta ze złotymi włosami i z fragmentem tarczy w ręku, mężczyznę z okularami, ciemnowłosego mężczyznę z łukiem. Nad nimi stał brunet w jakimś dziwnym stroju. Jako jedyny przeżył i cierpiał z powodu śmierci przyjaciół. Było mi go strasznie żal. Chciał coś mu powiedzieć, ale zadzwonił budzik i mnie obudził. Wstałam podekscytowana, jednocześnie zdenerwowana. Poszłam do toalety, aby zacząć przypominać człowieka, a nie wiedźmę. Związałam włosy w warkocza. Usta pomalowałam czerwoną szminką, rzęsy podkreśliłam tuszem, zrobiłam smoke-eye, nałożyłam szary cień do powiek. Ubrałam się w czarne spodnie, białą koszulę ze wcięciem w dekolcie oraz założyłam szpilki. Kilka razy powtórzyłam sobie, że nie ma po co się stresować. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest 5:40. Szybko wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu. Jechałam jak jakaś wariatka. W ostatniej chwili weszłam do pokoju dyrektora. Pewnie wyglądałam źle od biegów, jednak mówi się trudno. Dostałam skafander. Przebrałam się w niego. Serce omal mi nie wyleciało, kiedy wchodziłam do rakiety. Umówiłam się z resztą załogi, że mnie obudzi jak zobaczą coś ładnego. Spanie w kosmosie nie jest fajne, ale nie ma chociaż koszmarów. Tym razem śniło mi się, że jestem bohaterką. Obudziły mnie huki. Wstałam, ale szybko upadłam. Przestraszyłam się, a ręce zaczęły mi się trzęść. Nagle wysiadł prąd. Podjęłam drugą próbę i tym razem doszłam do astronautów. Chciałam zapytać się co jest grane, ale rakieta uderzyła chyba w planetę. Straciłam przytomność, a gdy się odcknęłam leżałam pośrodku gruzów maszyny. Ledwo wstałam i odeszłam od wraku. Chciałam kogoś znaleźć, kogo kolwiek. Nagle stos metalu zaczął płonąć. Upadłam na ziemię, płacząc.

5 komentarzy:

  1. Super to jest opowiadanie z numerem 3 jeśli się nie myle <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mylisz się, ale nad 2 też pracuję.

      Usuń
    2. Nie mylisz się, ale nad 2 też pracuję.

      Usuń
  2. Fajnie sie zapowiada, pomimo tego że wolałam 1 ;)

    OdpowiedzUsuń