niedziela, 7 sierpnia 2016

Lost princess of Walhallia #1

- Imię ?- zapytał agent T.A.R.C.Z.Y.
- Nie twój interes.- odpowiedziałam.
- Imię ?- powtórzył pytanie.
- Daisy.- skłamałam.
- Nazwisko ?- zapytał.
- Nimijo.- kolejny raz skłamałam.
- Wiek ?- zapytał.
- Dwadzieścia lat.- i jeszcze raz skłamałam.
- Co się tu stało ?- zapytał.
- Nie wiem, kiedy przyjechałam to wy się tu pojawiliście.- kłamstwo, kłamstwo.
- Na razie nie może pani opuszczać domu.- powiedział.
- Oczywiście.- rzekłam.
Weszłam do środka, a tam było jeszcze więcej agentów. Zamknęłam się w toalecie. Powodzenia, nigdy się nie dowiecie co się tu stało. Wyjęłam z torby płyn do zmycia farby i kredy z włosów. Daisy Nimijo miała czarne jak kruk włosy i czerwone końcówki, ale prawdziwa ja ma włosy koloru platynowego blondu. Zmyłam sztuczne piegi, skaleczenia, worki pod oczami, trądzik i opaleniznę, które odkryły moją porcelanową cerę bez skazy. Zrobiłam smoke-eye, czarnym cieniem pomalowałam powieki, a czerwoną szminką usta, rzęsy podkreśliłam tuszem. Zdjęłam dresiarskie ubranie, okulary i soczewki koloru zieleni. Naturalny odcień moich oczu to błękit, który ludziom przypomina morze, ocean ( wyglądasz jak na zdjęciu poniżej ). Ubrałam się w rurki, czarną bokserkę oraz założyłam ramoneskę, okulary przeciwsłoneczne i trampki. Na lustrze napisałam szminką ,, Hydra to nie jedyny wróg, A.I.M nie śpi '' jako ostrzeżenie. Nie jestem złoczyniącą ani bohaterem, poprostu jestem. Muszę przyznać, że jestem bardzo ładna, mądra i ... niebezpieczna. Nazywam się Jessica Johnson i mam ... 1600 lat.

Nie jestem wampirem tylko hmm ... człowiekiem, ale nie zwyczajnym. Widziałam barszo wiele, ale zawsze byłam w cieniu. Nie miałam przyjaciół, rodziny, pracy przez te lata, gdy zostałam wieczną szestnastką. Urodziłam się w Norwegii, maleńkiej wiosce. Byłam wtedy chorowitą ale bardzo piękną dziewczyną. Nie znałam swoich rodziców, ale zaopiekowała się mną jakaś miła para ludzi, która nie miała dzieci. Znachorzy przewidywali, że dożyje dwudziestu lat. Zawsze czułam się słaba, ale potrafiłam jeździć konno i byłam jedną z lepszych łuczniczek. W dzień moich szesnastych urodzin, wracałam lasem do domu. Gdy byłam przy strumieniu, ktośmiejąc ktoś postanowił zakończyć moje życie, ale nie na długo. Obudziłam się ze sztyletem w sercu po środku lasu. Wyjęłam nóż, a na miejscu po nim pojawiła się blizna. Nie przejęłam się tym zbytnio, gdyż cały czas zachowywałam się normalnie, gdy zorientowałam się , że się nie starzeje. Na początku to i moje moce mi dokuczały, ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłam. Nauczyłam się technik nijtsu i karate, jak posługiwać się bronią palną i białą. Stałam się z każdym dniem bardziej niebezpieczne. Nadal nie panuje nad mocami. Tem facetowi przed domem chciałam pomóc ale źle wytworzyłam pole siłowe. Uciekam przed ludźmi, bo nie chce stać się króliczkiem doświadczalnym. Znam wiele języków, gdyż zwiedziłam świat wiele razy. Kilka tygodni temu przeprowadziłam się do Nowego Jorku, gdyż USA najbardziej mi się podobało. Szłam ulicami, kiedy zobaczyłam ludzi w kostiumach walczących z ... kupą żelaza, która ziała ogniem. Blondynek z młoteczkiem leżał nieprzytomny. Przyjrzałam się stworowi i okazał się Asgardskim Destrojerem. Było mi żal tych ludzi. Wtedy coś we mnie pękło i postanowiłam im pomóc. Podbiegłam i wyciągnęłam dłoń, a z niej wydobyła się czarną mgła czy coś takiego. Ten kolor oznaczał, że mogę kogoś przez przypadek albo w akcie gniewu zabić. Mgła ogarnęła stwora, ja zaczęłam powoli krzyżować ręce, a on malał i się niszczył. Gdy wręcz wparował błazny zaczęły się do mnie zbliżać. Jak na złość moc teleportacji nie działała. Czasem nawet kiedy kichnęłam to się tepałam. Odwróciłam się napięcia i zaczęłam biec przed siebie. Udało mi się zgubić tę bandę. Wynajęłam skromny pokoik i starałam uspokoić siebie. Udało mi się po godzinie, tym razem było mniej szkód - tylko jeden pokój pokrył lód. Po zjedzeniu ciepłej kolacji, przykryłam się kocami i usnęłam. Następnego dnia ubrałam się w strój do biegania. Wyszłam z budynku i ruszyłam do parku nie opodal. Zaczęłam biegać. Po śmierci nie istniało coś takiego jak wysiłek, mogłabym biegać cały dzień. Jeśli chodzi o siłę była nadludzka, ale nie taka że mogę na jednym paluszku podnieść samochód. Technicznie nie musiałam spać ani jeść, ale to robiłam. Pogoda była dla mnie bez zmienna, ale starałam się stosownie do niej ubierać. Dobra mam kilka cech wampira jak zimna skóra, ekstra słuch, wzrok, szybkość, brak snu i jedzenia, ale nie piłam krwi, normalnie chodziłam po słońcu, odczuwałam ból fizyczny i psychiczny, werbena, czosnek, woda święcenia mi nie robiły. Kilka razy przez te lata próbowałam się zabić, kołkiem, trucizną, pistoletem, skokiem że skały, uduszeniem ale nic. Jestem dziwną i niebezpieczna. Niebezpieczna dlaczego ? Nie panowałam nad mocami i gdy emocje biorą górę łatwo mi zniszczyć miasto i zabić kogoś, dlatego staram się unikać kontaktów jak tylko mogę z ludźmi ale ograniczamy to do minimum aby nie zwariować. W NY mam zamiar już setny skończyć liceum tak dla zabicia nudy ale tym razem jako bad girl seniorka. Będe nazywać się Liz Montgomer. Byłam już nerdem, popularsem, sportowcem. Ukończyłam Harvard, M.I.T, Yell, Oxford, Stanford, Cambridge i mam dyspozycję do wielu zawodów. Przez te lata starałam się nie rzucać w kartach historii, ale nie chce się chwalić ale w latach 20. byłam jedną ze sławniejszych piosenkarek. Przyjaciół nie chce mieć tak samo jak chłopaka, ponieważ oni odejdą, a ja będę trwać nadal. Musiałam udawać, że się zmęczyłam, więc usiadłam. Zamyśliłam się, gdy dostałam patykiem w twarz, zarysował on mnie i poleciała krew. Zanim mała dziewczynka z psem i mamą do mnie przybiegła nie było już ani śladu. Miałam przyspieszona regenerację i jedyną blizna była to po noże w dzień mojego szesnastego imienia. Kobieta mnie przepraszała , ale ja się uśmiechnęłam, powiedziałam że wszystko jest okey, pochwaliłam ją, że ma śliczną córkę i pogłaskałam psa. Byłam dobrą osóbką, ale nigdy przez te wieki nie walczyłam w bitwie ani nie pomagała, gdyż bałam się o moce, gdyby nie one życie było by o wiele lepsze. Gdyby tylko mieszkała gdzieś stale kupiłabym sobie psa albo kota. Pewnie wiele osób dziwi się skąd mam kasę, kiedyś zainwestowałam sporo mamony w akcje firmy Pear i teraz dostaje dużo pieniędzy z udziałów. Właśnie biegłam sobie kolejne kółko, gdy przewróciło mnie dwóch mężczyzn. Przystojny blondyn, dobrze umięśniony, o pięknych niebieskich oczach mający około 25 lat oraz równie przystojny towarzysz o lekkim zaroście, ciemnych włosach i piwnych oczach w wieku 32 lat. Dla mnie wiek nie miał znaczenia, gdyż była od nich starsza o około 1550 lat.
- Przepraszamy .- powiedział blondyn i pomógł mi wstać.
Mogłam wejść do ich mózgu i zobaczyć o czym myśli ale nie miałam zamiaru robić eksperymentu w miejscu pełnym ludzi. 
- Nie ma za co.- powiedziałam.
- Jak masz na imię, piękna ?- zapytał ciemno włosy. 
Brunet to typowy podrywacz, który chce w końcu znaleźć tą jedyną, po tysiącu lasek na jedną noc oraz o podwyższonym ego. Po zegarku zorientowałam się, że ma kasy jak lodu. Blondyn zaś był dżentelmenem, trochę ponadczasowym, żadko flirtującym z dziewczynami oraz nieśmiałym. Byli dobrymi ludźmi, którzy dużo przeszli. Umiałam po tylu latach rozpoznać intencje, charakter, wykrywać kłamstwa oraz samemu kłamać jak nie jeden szpieg. 
- Jessica Johnson, a wy ?- odpowiedziałam pytaniem.
- Przykro mi, że mnie nie znasz jestem Tony Stark ten Stark, znany jako Iron Man, a mój przyjaciel to Steve Rogers.- odpowiedział ten o czekoladowych włosach.
- Nie znam tutaj nikogo, bo niedawno tu przyjechałam.- powiedziałam.
Potem ich sprawdzę w necie i będę na bieżąco. 
- A skąd ten akcent ?- zapytał Steve.
- Urodziłam się w Salem, ale kilka lat temu wyjechałam to Transylwania. - odpowiedziałam.
Miasta czarownic i wampirów idealnie do mnie pasują, chociaż pogrom rzekomych wiedźm był krwawy i głupi w Salem. Biedne staruszki były zielarkami i mnie nauczyły tej sztuki. Dobrze, że mnie nie dali na stos, wtedy bym była sławna. Ludzie by mówili na mnie Jessica Niespalona. 
- Może masz zamiar przyjść na moją imprezę Halloweenową.- rzekł Tony.
- Nie lubię imprez ale będę na rozdaniu nagród pokojowych.- powiedziałam.
Was tam na szczęście nie będzie. W tym roku chce spełnić jedno marzenie, rozdawać nagrodę. Idę tam jako Skye Erter trzydziestoletnia pani porucznik. Jak fajnie jest gdy potrafisz hakować systemy. Pamiętam jak komputery były wielkie jak szafa, a teraz są malutkie i przenośne.
- Ja i mój przyjaciel również to do zobaczenia.- rzekł Steve i poszedł z kumplem.
Fuck ale się wkopałam. Mam nadzieję, że mnie zauważą. Gala była dzisiaj, więc o 18 zaczęłam się szykować. Włosy podkręciłam, pofarbowałam na kasztanowy kolor i spięłam w warkocz, z którego wychodziły loczki. Nałożyłam sztuczne, dłuższe ze srebrnymi końcówkami rzęsy. Powieki pomalowałam szaro-srebrnym cieniem, brokatem, a usta burgundową szminką. Ubrałam się w czerwoną suknię do ziemi. Była prosto skrojona, z paskiem pod biustem, górna część była w koronie, a dolna z tiulu. Założyłam sobolowe futro, naszyjnik z pereł, małe kolczyki z perełkami i czerwone szpilki pokryte filcem.

* Autorka *
Hej, sorry za błędy ale znowu pisane na telefonie. Co myślicie ?

5 komentarzy: